Niech się już to Euro zacznie, niech się przez ostatnie dni przed turniejem nic nie zepsuje, niech w meczu otwarcia w Warszawie będzie tak polsko i wesoło jak w sobotę w Berlinie. Więcej nam naprawdę do szczęścia nie trzeba, wystarczy, że trójka z Borussii zagra dla Polski tak, jak gra na co dzień.
Na Euro 2008 jechaliśmy z kapitanem, który musiał Celtic Glasgow zamienić na grecką Larissę, żeby mieć gdzie grać. Z napastnikiem, któremu się właśnie usuwał grunt pod nogami w Racingu Santander. A na Macieju Żurawskim i Ebim Smolarku problemy tamtej kadry się nie kończyły. Dziś mamy kapitana, który w finale skruszył pewność siebie Bayernu, napastnika, który kończy sezon 30 golami w Niemczech i obrońcę, o którego pyta Real.
Każdy z nich pojedzie na Euro po najpiękniejszych miesiącach w karierze.
Jako mistrzowie i zdobywcy Pucharu Niemiec, bohaterowie klubu, który na taki dublet czekał przez 103 lata, który sezon skończył z rekordowymi 81 punktami w Bundeslidze. Dla nich zwyciężanie to oczywistość, również w takich meczach jak w sobotę: na berlińskim 75-tysięczniku, gdy cała Europa patrzy, a u rywala grają sami reprezentanci kraju.
Finał był taki jak cały sezon Borussii: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego i gole po polskich akcjach. Na trybunach siedzieli Alex Ferguson, przyglądający się Shinjiemu Kagawie, Joachim Loew, który ma w obu klubach aż 13 kadrowiczów i kanclerz Angela Merkel. A oni trzej zagrali główne role, razem z fantastycznym Kagawą rozbili Bayern i odbierali puchar na schodach Stadionu Olimpijskiego zawinięci w polskie flagi.