Roberto Mancini powiedział w ubiegłym sezonie, że gdyby był jego kolegą z drużyny, biłby go codziennie po głowie. Ale jako trener dodał, że to dobry chłopak, któremu zdarza się pogubić. Ostatnio bardzo często.
Tydzień bez wiadomości, co słychać u Mario, to tydzień stracony. Więcej niż o jego grze pisze się o wypadach do nocnych klubów, kłótniach z Mancinim, tajemniczych kochankach czy nieślubnym dziecku. A teraz o walce z City o 340 tys. funtów. Właśnie tyle musi zapłacić włoski napastnik za to, że w poprzednim sezonie opuścił zbyt wiele meczów ze względów dyscyplinarnych. Z powodu kartek nie mógł zagrać w 11 spotkaniach.
Ale Balotelli z decyzją się nie pogodził, bo 340 tys. to równowartość dwutygodniowej pensji, a w czasach kryzysu – wiadomo – każdy pieniądz się liczy, i postanowił bić się o swoje przed trybunałem ligowym. – Staramy się unikać takich sytuacji, ale w tym przypadku zawodnik i klub nie są w stanie znaleźć rozwiązania – przyznał Gordon Taylor, prezes Stowarzyszenia Piłkarzy Zawodowych.
Skarga zostanie rozpatrzona w środę, a media na Wyspach już informują, że władze mistrzów Anglii będą chciały się pozbyć Balotellego w zimowym oknie transferowym. Bez niego City wygrali ostatnio w Newcastle 3:1 po golach Sergio Aguero, Javiego Garcii i Yayi Toure. Mario w tym sezonie do bramki trafił tylko dwa razy.
– Nie odejdzie do żadnego włoskiego klubu (interesuje się nim m.in. Milan – przyp. t.w.), nie stać ich na niego. Jest tak cenny jak Mona Lisa – przekonywał niedawno agent Balotellego Mino Raiola. Ale być może trzeba będzie zejść z ceny.