Takie obrazki na włoskich stadionach ogląda się bardzo rzadko. Paolo Rossi, mistrz świata i król strzelców Mundialu 82, wzruszył się i powiedział, że fani Juve nie tylko kochają swój zespół, ale do tego znają się na futbolu, bo Juventusowi trzeba było podziękować za ambicję i wolę walki. Z bawarską machiną wojenną nie miał szans.

Gdyby mobilizacja włoskich mediów, fachowców i piłkarzy Juve przekładała się na wynik, Juventus powinien łatwo wygrać 3:0. Porażkę w pierwszym wyjazdowym meczu (też 0:2), a szczególnie jej styl, pomyłki Buffona i fatalną grę drugiej gwiazdy włoskiego futbolu Andrei Pirlo uznano za wypadek przy pracy. Buffon stwierdził, że to był jego najgorszy występ w LM. Trener Antonio Conte przyznał, że Bayern jest co prawda nieco mocniejszy od Juve, ale różnica jest o wiele mniejsza niż możnaby sądzić po meczu w Monachium. 
Do walki w rewanżu zagrzewała Turyńczyków sportowa prasa („Juve! To się da zrobić!” – „Gazzetta dello Sport”) i fachowcy. Filozof futbolu Arrigo Sacchi też stwierdził, że Bayern, jeśli Juve uniknie błędów, jest do przejścia. Jak? „Trzeba zagrać tak jak Bayern w pierwszym meczu”. Piłkarze obiecali maksimum zaangażowania i przysięgali, że tym razem nie będą się przyglądać grze rywali tylko stawią mu czoło. Conte wierzył w zwycięstwo, „bo marzenia nic nie kosztują”. Optymizm i oczekiwania rosły. W środę przed meczem spora większość Włochów już wierzyła w sukces. Tylko nieliczni, jak mistrz świata Antonio Cabrini, twierdzili, że w tym meczu chodzi jedynie o honor i zachowanie twarzy, bo Bayern to w tej chwili dla Juventusu za wysokie progi.

Po pierwszej połowie w studio TV SKY zrobiło się smutno. Rossi powiedział, że Juventus pokazał zbyt mało, a Bayern jest po prostu dla tej drużyny rywalem zbyt mocnym. Gdy padła pierwsza bramka dla Bayernu Massimo Mauro (4 lata grał w Juve), rzucił: „Strzeliła drużyna lepsza”. Potem była już tylko mowa o dumie i honorze, jeśli pominąć zachwyty nad Bayernem: „fantastyczny, najlepsza obecnie drużyna w Europie”. Po meczu pytany o przyczyny porażki Gianluca Vialli (102 występy w Juve, dziś komentator futbolowy) ujął sprawę krótko: „Nie mamy armat”.

Włosi uznali starcie Juve z Bayernem za papierek lakmusowy, który pokaże jak ma się Serie A w konfrontacji z Bundesligą i porównanie, zwłaszcza w kontekście awansu Borussii Dortmund do półfinału, wypadło fatalnie. Nie tylko na boisku. Finansowy i organizacyjny stan włoskiej piłki zdaniem ekspertów niewiele różni się od sytuacji zadłużonego kraju (130 proc. PKB), w którym na dodatek panuje chaos i nie można wyłonić rządu. „Pewnie dlatego żaden szejk czy rosyjski potentat naftowy nie chce sprawić sobie włoskiego klubu” – domyślał się po meczu Mauro. Jeszcze trzy lata temu Inter wygrywał Ligę Mistrzów. Teraz, gdy najlepsze włoskie zespoły wpadną w LM na klasowych przeciwników (Milan – Barcelona, Juve – Bayern), z którymi nie tak dawno temu wygrywały, słychać jęki i narzekania na pech. Potęga włoskiej piłki klubowej staje się wspomnieniem, jak natchniona gra Andrei Pirlo, który już nie jest w stanie sprostać takiemu przeciwnikowi jak Bayern.