Korespondencja z Bukaresztu
Dzisiejszy mecz w Bukareszcie będzie spotkaniem pod specjalnym nadzorem. Kilka dni temu UEFA zdecydowała się ukarać Legię zamknięciem „Żylety". Oficjalnie – za race i hasła na flagach. Prezes Bogusław Leśnodorski nie krył swojego oburzenia, nikt nie rozumiał dlaczego akurat w tym momencie europejska federacja podjęła taką decyzję. - UEFA miała za złe flagi i symbole jakie zawisły i pojawiły się w czasie meczu z New Saints. Mimo że wcześniej delegat nie miał do nich zastrzeżeń. Jeden z kibiców, który się rozebrał miał też niestosowny tatuaż. W świat poszło, że w Polsce są naziści i rasiści, a ja się z tym kompletnie nie zgadzam – mówił prezes.
Legia złożyła odwołanie i czeka na decyzję UEFA, dzisiejszy mecz w Bukareszcie może być decydujący, a niestety nie zapowiada się, by udało się uniknąć kolejnych kar. Do Rumunii przyjechało ponoć ponad dwa tysiące kibiców - poza dwoma czarterami, wiele osób wybrało się w podróż autokarami i prywatnymi samochodami. Legia chciała sprzedawać bilety na mecz w Warszawie jednak z powodu długiego weekendu Steaua nie była w stanie wysłać wejściówek wystarczająco wcześnie.
- Nie spodziewam się kłopotów. Pewnie ktoś odpali race, ale nie sądzę, żeby UEFA była specjalnie na to wyczulona. W każdym kraju jest inna kultura kibicowania. Jestem przekonany, że kibice zdają sobie sprawę z powagi sytuacji i nie będzie żadnych transparentów, które mogłyby mieć negatywny wpływ na nasz wniosek o anulowanie kary zamknięcia „Żylety" – mówił „Rz" w środę rano w Bukareszcie prezes Leśnodorski.
Legia na mecz ze Steauą dostała dwa tysiące miejsc, tylko tysiąc zajmą kibice w zorganizowanej grupie, nad resztą trudno mieć kontrolę. Samolotem razem z drużyną przyleciało do Bukaresztu ponad dwudziestu kibiców, którzy mają pomóc w opanowaniu sytuacji na stadionie.