My zmieniliśmy trenera tuż po ostatnim meczu eliminacji mistrzostw świata, przegranym z Anglią na Wembley. Norwegowie zrobili to jeszcze wcześniej. Oni też ponieśli porażkę w eliminacjach (zajęli czwarte miejsce w grupie, za Szwajcarią, Islandią i Słowenią), ale nie czekali do końca eliminacji. 27 września Egila Olsena zastąpili Perem - Mathiasem Hogmo. My żyliśmy złudzeniami dość krótko, bo Waldemar Fornalik przyzwyczaił nas, że w każdym meczu gra inna jedenastka a żadna tak, jak byśmy chcieli. I nic dobrego z tego nie mogło wyniknąć.
Norwegowie robili sobie większe nadzieje, ponieważ ich trenerem był Egil „Drillo" Olsen. Ktoś taki, jak Antoni Piechniczek w Polsce. Człowiek, z którym reprezentacja Norwegii dwukrotnie wystąpiła na mistrzostwach świata (1994 i 1998), pokonała na nich nawet Brazylię a w rankingu FIFA zajmowała drugie miejsce. Jeśli ktoś taki nie daje rady, to komu tu ufać. Zaufano 54-letniemu Per - Mathiasowi Hogmo. Przeciętnemu piłkarzowi ligowemu (w pierwszej reprezentacji Norwegii grał przez kwadrans), ale znanemu trenerowi norweskich reprezentacji juniorskich i młodzieżowych, tamtejszych klubów pierwszoligowych, wykładowcy uniwersytetu w Tromsoe. Kiedy otrzymał nominację, pełnił obowiązki trenera Djurgardens IF Sztokholm.
Podobieństwo futbolu w obydwu krajach na tym się nie kończy. Norweska liga jest porównywalna z polską. Wprawdzie przez kilka lat Rosenborg Trondheim grał w Lidze Mistrzów, ale sukcesów w niej nie odnosił. W roku 2012 Legia przegrała z nim walkę o Ligę Europejską. W ubiegłym obydwa mecze mistrzów Polski i Norwegii: Legii i Molde zakończyły się remisami. Najlepsi norwescy zawodnicy szukają z powodzeniem klubów za granicą. Oni z naszą reprezentacją się nie zmierzą. Po obydwu stronach zobaczymy piłkarzy z klubów norweskich, duńskich i polskich, młodych zawodników, grających w reprezentacjach U-21 lub starszych, walczących dopiero o miejsca w pierwszych drużynach narodowych. Będzie to więc przegląd talentów, czyli sprawdzian i dla nich, i dla trenerów. Dla kibiców raczej nie. Takie mecze, zwłaszcza o tej porze roku, rzadko są frapujące. Tym bardziej, że bez widzów na trybunach (przyjdzie około stu osób) przypominają bardziej trening niż mecz.
- Spotkania z Norwegią i Mołdawią są dla mnie okazją do przyjrzenia się zawodnikom, wyróżniającym się w lidze - powiedział Adam Nawałka w rozmowie z „Rz". - Mamy niedużo okazji do wspólnych spotkań a wczesną wiosną chciałbym już mieć coś więcej niż tylko zręby reprezentacji. Następny mecz, 5 marca na Stadionie Narodowym gramy ze Szkocją i nie chciałbym mieć nieprzespanych nocy ani wcześniej, ani później. A że szukać musimy, to chyba nikt nie ma wątpliwości.
Norwegowie są jednym z najstarszych partnerów reprezentacji Polski. Pierwszy raz spotkaliśmy się z nimi w roku 1926. Polska wygrała wtedy 4:3. Z osiemnastu meczów jedenaście zakończyło się wygraną Polski. Przez wiele lat zwycięstwo nad Norwegią 9:0 (we wrześniu roku 1963 w Szczecinie, debiut 16-letniego Włodzimierza Lubańskiego) było najwyższym, jakie odniosła reprezentacja. Ostatni mecz obydwu drużyn, 9 lutego 2011 roku w Faro, zakończył się zwycięstwem Polski 1:0, po bramce Roberta Lewandowskiego.