Ci, którzy liczyli na kolejny tasiemiec z Gran Derbi, mogą się czuć trochę zawiedzeni. Tak jak ci, którym marzyły się inne mecze z podtekstami: powrót Pepa Guardioli z Bayernem na Camp Nou czy Jose Mourinho z Chelsea do Madrytu. Ale spotkań z historią w tle i tak nie zabraknie.
Upokorzony w ubiegłym sezonie przez Roberta Lewandowskiego Real ma okazję do rewanżu. Polski napastnik strzelił rok temu w półfinale w Dortmundzie cztery bramki, teraz w pierwszym meczu nie zagra, musi pauzować za kartki. – To dla nas duży cios. Tym bardziej że kilku innych zawodników leczy kontuzje – mówi prezes Borussii Hans-Joachim Watzke, a trener Juergen Klopp dodaje: – Dobrze, że gramy najpierw w Madrycie. Na pewno nie wywiesimy od razu białej flagi.
Real jest w znakomitej formie, nie przegrał 31 spotkań z rzędu, ostatnią porażkę poniósł w październiku na Camp Nou i jeśli w niedzielę wieczorem (21, Canal+ Sport) zwycięży w Madrycie w Gran Derbi, wyeliminuje Barcelonę z wyścigu o mistrzostwo.
Oba zespoły nadal mają szansę na trzy trofea. 16 kwietnia będą walczyć w Walencji o Puchar Króla. W lidze Katalończycy tracą do Realu cztery punkty, w tabeli wyprzedza ich także Atletico (o punkt) – ćwierćfinałowy rywal w LM.
W europejskich pucharach Barcelona i Atletico jeszcze się nie spotkali. Doświadczenie przemawia za Barceloną, w ćwierćfinale zagra siódmy sezon z rzędu, Atletico – pierwszy raz od 17 lat. – Gdy wylosowaliśmy Manchester City, wszyscy mówili, że to najsilniejsza para, ale odnieśliśmy dwa zwycięstwa i awansowaliśmy – zauważa dyrektor Barcelony Andoni Zubizarreta.