Agdam, skąd pochodzi rywal mistrzów Polski, jest w ruinie. To miasto duchów zwane Hiroszimą Kaukazu. Znajduje się na terenie Górskiego Karabachu, czyli regionu, który Ormianie zamieszkują od lat, tak samo jak od lat geograficznie należy on do Azerów. Jest enklawą, której władze marzą o autonomii, choć ich dążeń nie uznaje żaden członek ONZ.
Republika Arcach – tak Górski Karabach nazywają Ormianie – ma swoją drużynę piłkarską i rok temu organizowała nawet mistrzostwa świata reprezentacji nieuznawanych przez Międzynarodową Federację Piłki Nożnej (FIFA). Dzień otwarcia turnieju zbiegł się z finałem Ligi Europy, który ugościło Baku.
Spór o władzę nad Górskim Karabachem pochłonął dziesiątki tysięcy istnień, ponad milion ludzi przesiedlono. Po pogromie Ormian w Sumgaicie (1988) piłkarskie władze Związku Radzieckiego zaczęły przenosić drużyny w ligach regionalnych tak, aby przedstawiciele zwaśnionych narodów nie mierzyli się ze sobą.
„Azerbejdżańskie i armeńskie kluby musiały grać na neutralnych boiskach, a z góry przyszło rozporządzenie, że wszystkie ich spotkania mają kończyć się remisem" – wspomina Walery Mielnikow, cytowany w książce Zbigniewa Rokity „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium". Nikt nie chciał rozpalać emocji, więc mecze Araratu Erywań z Neftçi Baku kończyły się wynikami 0:0 i 1:1.
W lutym 1991 r., po masakrze azerskich cywilów w Chodżali, delegacja piłkarzy Karabachu zwróciła się do władz wojskowych z prośbą o włączenie do armii. – Absolutnie nie! Waszą pracą jest gra w piłkę. Dzięki temu ludzie raz w tygodniu mogą pomyśleć o czymś innym niż wojna. Piłkarze nie walczą – usłyszeli w odpowiedzi. Jeszcze w sezonie 1991/92 ich stadion podczas meczów wypełniał się do ostatniego miejsca.