Korespondencja z Wrocławia
To był kolejny dobry mecz Polaków, chociaż wyczyny obrońców momentami przyprawiały ponad 40 tysięcy fanów zgromadzonych na Stadionie Miejskim o palpitacje serca. Wynik powinien być korzystniejszy, ale remis z finalistą mistrzostw świata wstydu nie przynosi.
Z każdym spotkaniem coraz lepiej gra Robert Lewandowski. We Wrocławiu nasz kapitan przytrzymywał piłkę, ściągał na siebie rywali, czarował zagraniami piętą i dryblingami. To po faulu na nim gola z rzutu wolnego zdobył Arkadiusz Milik. Gdyby taki faul przydarzył się bramkarzowi Szwajcarów w meczu o punkty, sędzia nie miałby chyba żadnych skrupułów, by pokazać mu czerwoną kartkę. W spotkaniu towarzyskim meczu oszczędził Romana Buerki. Lewandowskiemu do występu niemal idealnego znowu zabrakło gola. Jednakże gdy po godzinie gry – zgodnie z umową z selekcjonerem – opuszczał boisko, żegnała go owacja na stojąco.
Niemal równo rok temu reprezentacja rozegrała pierwszy mecz pod wodzą Adama Nawałki. Debiut, także w listopadowy wieczór we Wrocławiu, był dość żałosnym widowiskiem zakończonym porażką ze Słowacją 0:2. Gdyby wtedy ktoś powiedział, że za 12 miesięcy Polska będzie nie tylko liderem grupy eliminacyjnej do Euro 2016, ale także pokona mistrzów świata, uznany by został za wariata głoszącego herezje. Jak wielki postęp w tym czasie zrobiła drużyna widać było już w pierwszej akcji meczu, gdy piłka wędrowała od nogi do nogi, Lewandowski zagrał piętą do Tomasza Jodłowca, ten oddał futbolówkę zawodnikowi Bayernu, ale jego strzał obronił bramkarz gości.
I taki polot w grze ofensywnej był widoczny u piłkarzy Nawałki niemal przez cały mecz. Selekcjoner dokonał kilku zmian w porównaniu do spotkania z Gruzją. Kibice we Wrocławiu mogli oglądać największe gwiazdy z rozgrywającym swój 66 mecz w reprezentacji Lewandowskim na czele, Grzegorzem Krychowiakiem czy Kamilem Glikiem, ale trener chciał przede wszystkim dać okazję zmiennikom, by ci przekonali go do siebie w warunkach bojowych.