– Ta porażka to dla nas hańba – nie ukrywał Jose Mourinho po wpadce w IV rundzie Pucharu Anglii z Bradford City. Jak to możliwe, że Chelsea, prowadząc u siebie 2:0, pozwoliła rywalom z trzeciej ligi strzelić cztery bramki? Chyba nikt nie potrafi znaleźć odpowiedzi na to pytanie. – Czegoś takiego jeszcze w Anglii nie doświadczyłem. Frustracja nie jest odpowiednim słowem, znacznie lepszym jest wstyd – dodał Mourinho, który po meczu poszedł do szatni gości, by pogratulować im pierwszego od ponad stu lat zwycięstwa na Stamford Bridge.
Wstydzić przed własną publicznością musiał się także Manchester City – po porażce z drugoligowym Middlesbrough (0:2). A po odpadnięciu Southamptonu (2:3 z Crystal Palace), Tottenhamu (1:2 z Leicester; Marcin Wasilewski grał ponad godzinę) czy Swansea, kończącego spotkanie w Blackburn w dziewięciu (1:3; 90 minut Łukasza Fabiańskiego), faworytem rozgrywek stał się nieoczekiwanie Manchester United, z którego jeszcze w piątek po remisie 0:0 z czwartoligowym Cambridge wszyscy drwili. Powtórzony mecz odbędzie się na Old Trafford. Nie zawiódł Arsenal. Obrońcy trofeum, z wracającym do bramki Wojciechem Szczęsnym, pokonali na wyjeździe drugoligowy Brighton 3:2. Ich defensywa wciąż jest dziurawa jak ser szwajcarski.
W Hiszpanii nerwy poniosły Cristiano Ronaldo, pod koniec meczu w Cordobie uderzył rywala w twarz i kopnął bez piłki. Dostał czerwoną kartkę. „To było nieprzemyślane zachowanie. Przepraszam wszystkich, zwłaszcza Edimara" – napisał na Twitterze Portugalczyk. – Wybaczam mu, nie żywię do niego urazy. Nie chcę jego krzywdy, powinien otrzymać normalną karę – odpowiedział Edimar. Real wygrał 2:1, dzięki trafieniu Garetha Bale'a w 88. minucie z rzutu karnego. - Przeżywaliśmy katusze, boisko nie było najlepiej przygotowane, ale najważniejsze są trzy punkty – ocenił trener lidera z Madrytu Carlo Ancelotti.
Koszmar w bramce Elche znów przeżył Przemysław Tytoń. Trzy tygodnie temu w Pucharze Króla Barcelona wbiła mu na Camp Nou pięć goli, w sobotę już w lidze sześć kolejnych: dwie Neymar, dwie Leo Messi, po jednej Gerard Pique i Pedro. Marnym pocieszeniem jest fakt, że Polak nie zawinił przy żadnym.
Arkadiusz Milik meczu z Feyenoordem też nie będzie wspominał dobrze. Raz uratował Ajax przed stratą gola, wybijając piłkę z linii bramkowej, ale został zmieniony już po pierwszej połowie przez Kolbeinna Sigthorssona. Islandczyk jednak również nie zachwycił, spotkanie zakończyło się remisem 0:0. Ajax traci już sześć punktów do prowadzącego w lidze holenderskiej PSV Eindhoven.