Trzeci mecz i pierwsze zwycięstwo. Do tej pory Lech był chwalony za postawę w spotkaniach z Benfiką Lizbona i Rangers FC z Glasgow, ale za ładną grę punktów się nie przyznaje. Tym razem było i ładnie, i dobrze.
Belgowie tylko w pierwszych minutach dwukrotnie niebezpiecznie podchodzili pod bramkę Lecha. Przez kwadrans prezentowali się nawet lepiej, niż można się było spodziewać, słysząc o kontuzjach lub chorobach najlepszych belgijskich piłkarzy.
W 14. minucie Lech objął prowadzenie. Pedro Tiba podał z lewej strony zza pola karnego, piłka po drodze odbiła się od boiska, zasłonił ją Filip Marchwiński, zdezorientowany obrońca uznał, że piłka poleci w aut. Ale zza pleców Belga wyskoczył Michał Skóraś i głową zdobył pierwszą bramkę.
Druga padła osiem minut później. Po wymianie podań między Jakubem Moderem i Tibą, piłka trafiła na lewą stronę do Tymoteuszem Puchacza. Jego natychmiastowe ostre dośrodkowanie wykorzystał Mikael Ishak i Lech prowadził już 2:0.
Standard nie poddawał się, a w związku z tym, że Lech zostawiał gościom zbyt dużo miejsca przed polem karnym, kilkakrotnie bez przeszkód wchodzili oni w ten rejon boiska. Przyniosło im to bramkę w 29. minucie. W słupek trafił Noe Dusenne, odbita piłka trafiła w plecy Filipa Bednarka, a Maxime Lestienne kopnął ją do siatki z odległości pół metra.