Rzeczpospolita: Zanim przyjechał pan do Warszawy, już wiedzieliśmy, że za piłkarzy Legii weźmie się wreszcie trener zamordysta.
Stanisław Czerczesow: Powiem więcej. Kiedy przeczytałem w internecie opinie na mój temat i zobaczyłem siebie wystylizowanego na niedźwiedzia, nie miałem pewności, czy polska Straż Graniczna nie cofnie mnie z lotniska. A skoro wpuściła, to będę musiał przekonać kibiców i dziennikarzy, że nie jestem zamordystą. Wymagam tylko od piłkarzy, którzy są zawodowcami, solidnego wykonywania pracy. To nie ma nic wspólnego ze stosowaniem wobec graczy jakichś niedozwolonych metod i wyszukanych represji. Kto będzie pracował, ten może być spokojny.
Legia ma to do siebie, że tu nikt nie jest spokojny. Presja jest większa niż w jakimkolwiek innym klubie. Drugie miejsce to porażka.
I bardzo dobrze. Jestem tu po to, aby to pierwsze miejsce zagwarantować. Takie postawiono przede mną zadanie: tytuł mistrza Polski w 2016 roku, na stulecie klubu. Nie znaczy to, że rozgrywki o Puchar Polski i Liga Europejska będą dla nas mniej ważne. Na tym polega profesjonalizm i szanowanie kibiców.
A skąd pan wie, że Legia ma zawodników, którzy podołają tym wyzwaniom?