Kiedy pod koniec sierpnia rozlosowano grupy, w Poznaniu i Warszawie panował umiarkowany optymizm. Z jednej strony atrakcyjni rywale z Serie A, półfinaliści z ubiegłego sezonu, którzy przyciągną kibiców na stadiony, z drugiej – drużyny ze Szwajcarii, Portugalii, Belgii i Danii, z którymi można walczyć o punkty. Dziś z optymizmu jednak niewiele zostało.
Legia przegrała i z zarządzanym według eksperymentalnych metod Midtjylland (0:1), i z silnym Napoli (0:2) przed własną publicznością. Lech fazę grupową zaczął od bezbramkowego remisu z Belenenses, ale potem nie wyszedł mu rewanż w Bazylei (0:2) za porażkę w eliminacjach Ligi Mistrzów. Cztery mecze, żadnego zwycięstwa i ani jednego strzelonego gola – nie tak miała wyglądać jesień dwóch najlepszych polskich zespołów w europejskich pucharach.
Naprawiać drużyny po Henningu Bergu i Macieju Skorży mają Stanisław Czerczesow i Jan Urban. Rosjanin w debiucie poprowadził Legię do wygranej 3:1 z Cracovią. Lech Urbana już po niecałej minucie przegrywał z Ruchem, ostatecznie zremisował 2:2, ale nie pokazał nic, co mogłoby tchnąć w kibiców nadzieję przed spotkaniem z Fiorentiną.
Już sama podróż mistrzów Polski do Włoch przebiegała z problemami. Z powodu usterki wyczarterowanego samolotu słoweńskich linii lot został opóźniony aż o kilka godzin. Odwołano konferencję we Florencji, a piłkarze przeprowadzili po południu dodatkowy trening na stadionie przy Bułgarskiej. Na miejsce mieli dotrzeć dopiero po godz. 22.
Na pokładzie samolotu zabrakło pauzującego za kartki Karola Linetty'ego, chorego Paulusa Arajuuriego i kontuzjowanego Marcina Robaka. W domu został także wyróżniający się w meczu z Ruchem Szymon Pawłowski (trafił nawet do jedenastki kolejki).