Kiedy rok temu Real wyeliminował po rzutach karnych Manchester City i awansował do półfinału, trener Carlo Ancelotti powiedział: – Wszyscy uznawali nas już za martwych, ale ta drużyna nigdy nie umiera.
Królewscy nie musieli jednak odrabiać wówczas takich strat jak teraz po pierwszym spotkaniu, nie byli też w tak słabej formie jak dziś. W kwietniu wygrali tylko jeden mecz – z broniącym się przed spadkiem z ligi hiszpańskiej Deportivo Alaves (1:0).
Wielkie powroty w Lidze Mistrzów
W przeszłości Real udowodnił, że potrafi wychodzić nawet z największych tarapatów. – Jesteśmy jedynym zespołem, który dokonał tego wiele razy, ale postaramy się zrobić to ponownie. Zdajemy sobie sprawę, jak bardzo mogą nam pomóc nasi kibice. Będziemy próbować do ostatniej minuty, do ostatniej akcji – zapowiada Ancelotti, a Jude Bellingham dodaje, że to wieczór stworzony dla Realu, a najczęściej używanym słowem w szatni jest w ostatnich dniach „remontada”.
Czytaj więcej
Mimo porażki 0:4 w pierwszym meczu z Barceloną Borussia nie składa broni. Wierzy w odrobienie str...
Historia pokazuje jednak, że czeka ich zadanie najtrudniejsze z możliwych. Tylko cztery razy gospodarze zdołali odrobić w rewanżu stratę trzech lub więcej goli. W 2017 roku po porażce 0:4 z Paris Saint-Germain otrząsnęła się Barcelona i wygrała 6:1. Rok i dwa lata później to Katalończycy roztrwonili z kolei przewagę – najpierw z Romą (4:1 i 0:3), potem z Liverpoolem (3:0 i 0:4). Ostatni przypadek zdarzył się dwie dekady temu – w 2004 roku Deportivo La Coruna przegrało 1:4 z Milanem, ale przed własną publicznością zwyciężyło 4:0.