Finał we Wrocławiu zniknął za horyzontem. Legia - Chelsea 0:3

Chelsea przyjechała do Warszawy i zrobiła swoje. Przed rewanżem szanse Legii na awans do półfinału Ligi Konferencji Europy są minimalne.

Publikacja: 10.04.2025 20:51

Zawodnik Legii Warszawa Wahan Biczachczian (L) i Marc Cucurella (P) z Chelsea FC podczas pierwszego

Zawodnik Legii Warszawa Wahan Biczachczian (L) i Marc Cucurella (P) z Chelsea FC podczas pierwszego meczu ćwierćfinałowego piłkarskiej Ligi Konferencji

Foto: PAP/Piotr Nowak

Zespół Goncalo Feio w Europie regularnie pokazuje piękniejsze oblicze niż w PKO BP Ekstraklasie, ale w czwartkowy wieczór skala trudności była nieporównywalna z tym, na co Legia trafiała do tej pory.

Faworyt dwumeczu był dobrze znany. Z jednej strony była czołowa drużyna Premier League, najeżona gwiazdami, gdzie na ławce rezerwowych siedzi mistrz Europy Marc Cucurella i mistrz świata Enzo Fernandez, a z drugiej Legia, która ma kłopoty z ograniem Puszczy Niepołomice lub Radomiaka Radom.

Czytaj więcej

Sen o Wrocławiu: Legia i Jagiellonia grają w ćwierćfinale Ligi Konferencji

Legia przystąpiła do meczu mocno osłabiona

W dodatku gospodarze przystąpili do tego meczu mocno osłabieni i to częściowo na własne życzenie. Za nadmiar żółtych kartek nie mogli zagrać obrońcy Artur Jędrzejczyk i Jan Ziółkowski, a innych ważnych graczy wyłączyły kontuzje. Sytuacja w lidze jest tak trudna, że jedyną szansą na grę w Europie w przyszłym sezonie jest zdobycie Pucharu Polski, więc na półfinał ze słabym Ruchem Chorzów trener Feio wysłał wszystkich najlepszych. Skończyło się urazami Bartosza Kapustki i Marca Guala, a Hiszpan to jedyny napastnik Legii, którego można pokazać w Europie.

Legia z własnej winy została na najtrudniejszy mecz sezonu tylko z Tomasem Pekhartem, a Czech od dawna jest bez formy. Ilja Szkurin został kupiony za późno i nie można go było zgłosić do rozgrywek. Feio zdecydował się na eksperyment i w ataku wystawił skrzydłowego Ryoyę Morishitę, licząc zapewne na szybkość Japończyka. Morishita biegał między obrońcami, próbował podrywać kolegów do pressingu, ale to nic nie dawało.

W takich momentach najlepiej było widać przewagę Chelsea. Goście omijali piłkarzy Legii kilkoma podaniami i spokojnie podchodzili pod pole karne gospodarzy, a tam piłką bawili się Sancho, Kiernan Dewsbury-Hall i Cole Palmer. Nie pozwalali też gospodarzom wychodzić z kontrami i przechwytywali każde niedokładne podanie, które na polskich boiskach i tak doszłoby do adresata. W drużynie Legii właściwie tylko Maxi Oyedele, wychowany w szkółce Manchesteru United wiedział jak grać z rywalami. Kilka razy przechwycił piłkę, raz zabrał ją wślizgiem Palmerowi, a tuż przed przerwą zablokował groźny strzał. Wypuścił też w bój Morishitę świetnym podaniem, ale Japończyk nie trafił w bramkę.

Czytaj więcej

Chelsea zerwała z angielską izolacją. Gullit nie nosił skarpetek i robił rewolucje

Legia przegrała z Chelsea 0:3

Wtedy było jeszcze 0:0 i można tylko się zastanawiać, co by było, gdyby gol jednak padł. W pierwszej połowie, kiedy jeszcze sił piłkarzom Legii starczało, udało się nie stracić gola, ale bramka dla Chelsea cały czas wisiała w powietrzu. Padła tuż po przerwie, kiedy Tyreke George wykończył ładną, zespołową akcję Chelsea. Kilka minut później Noni Madueke strzelił z bliska na 2:0 i emocje się skończyły. Na domiar złego goście wywalczyli jeszcze rzut karny po tym, jak Rafał Augustyniak sfaulował Dewsbury-Halla. Kacper Tobiasz obronił uderzenie Christophera Nkunku, ale piłkarze Legii tak się tym ucieszyli, że za chwilę Madueke zdobył trzecią bramkę.

Legia walczyła do końca, dwa razy bramce gości zagroził Patryk Kun, ale najpierw fatalnie dośrodkował, a w końcówce jego strzał odbił Filip Joergensen.

Zawodnikom gospodarzy nie można odmówić tego, że się starali. Biegali, wykonywali wślizgi, blokowali strzały, ale mieli za małe umiejętności. To, co wystarcza na rywali z Ekstraklasy, nie wystarcza na klasową europejską drużynę.

W tym roku finał Ligi Konferencji Europy odbywa się we Wrocławiu i chociaż Legii został jeszcze rewanż na Stamford Bridge, to trudno sobie wyobrazić, że tam odrobi straty.

Legia - Chelsea 0:3 (0:0)

Bramki: Tyreke George 49 min., Noni Madueke 57, 74 min.

Zespół Goncalo Feio w Europie regularnie pokazuje piękniejsze oblicze niż w PKO BP Ekstraklasie, ale w czwartkowy wieczór skala trudności była nieporównywalna z tym, na co Legia trafiała do tej pory.

Faworyt dwumeczu był dobrze znany. Z jednej strony była czołowa drużyna Premier League, najeżona gwiazdami, gdzie na ławce rezerwowych siedzi mistrz Europy Marc Cucurella i mistrz świata Enzo Fernandez, a z drugiej Legia, która ma kłopoty z ograniem Puszczy Niepołomice lub Radomiaka Radom.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Wojciech Szczęsny przyćmił Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Śmierć boga. Dlaczego umarł Diego Maradona?
Piłka nożna
Liga Konferencji Europy. Jagiellonia Białystok budzi się z pięknego snu
futsal
Eliminacje mistrzostw Europy w futsalu. Polska rozbiła Turcję i awansowała
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Piłka nożna
Nie żyje były trener reprezentacji Polski Leo Beenhakker