Takie dni w polskim futbolu nie zdarzają się często, więc warto je celebrować. Nie ma znaczenia, że Liga Konferencji to najmłodsze i najmniej prestiżowe z europejskich rozgrywek. Przez lata dotrwanie do pucharowej wiosny było dla naszych klubów wyzwaniem ponad siły. W 2023 roku do ćwierćfinału doszedł Lech Poznań. A mógł nawet dalej, bo w rewanżu z Fiorentiną odrobił trzy bramki straty i zapowiadało się na dogrywkę. Wygrał we Włoszech 3:2, ale to nie wystarczyło do awansu.
Teraz szanse są dwie, a fakt, że gospodarzem finału będzie Wrocław (sprzedaż biletów na stronie UEFA już ruszyła), musi działać na wyobraźnię. Tym bardziej że drabinka ułożyła się tak, że Legia i Jagiellonia mogą zagrać ze sobą dopiero w meczu o trofeum. To wiadomość dobra. Zła jest taka, że musiałyby wcześniej wyeliminować Chelsea i Betis, czyli głównych faworytów.
Legia – Chelsea. Magiczny wieczór przy Łazienkowskiej
Legia poprzednio w ćwierćfinale europejskich pucharów była prawie 30 lat temu. W marcu 1996 roku mierzyła się w Lidze Mistrzów z Panathinaikosem Ateny. W Warszawie padł bezbramkowy remis, w Grecji 3:0 zwyciężyli gospodarze, a dwa gole strzelił Krzysztof Warzycha.
W fazie grupowej drużyna z Łazienkowskiej pokonała wówczas u siebie Blackburn Rovers (1:0), a w ostatnich latach przed własną publicznością wygrała także z innymi przedstawicielami Premier League: Leicester (1:0 w Lidze Europy) i Aston Villą (3:2 w Lidze Konferencji).
Czytaj więcej
Do Warszawy przyjeżdża Chelsea. Uśpiony gigant z Londynu chce wrócić na europejski szczyt. W czwa...