Robert Lewandowski ma już 49 goli w La Liga i pobił należący do pana polski strzelecki rekord na hiszpańskich boiskach. Poszło mu szybko, czy spodziewał się pan, że to się stanie wcześniej?
Powiedziałbym, że poszło mu w normalnym tempie. Mówiłem w wielu wywiadach, jak przechodził do Hiszpanii, że jeśli Barcelona będzie grała dobrze, to Robert Lewandowski będzie strzelał gole. W pierwszym sezonie klub zdobył mistrzostwo, a Robert został królem strzelców. W drugim sezonie już tyle nie strzelał, bo cała drużyna grała słabo. Teraz znów Barcelona jest świetna i Robert jest pierwszoplanową postacią. Robert to taki typ napastnika, który w drużynie stwarzającej sytuacje będzie błyszczał. Sam nie będzie wygrywał meczu za meczem.
Pan też żył z podań, czy potrafił sam coś wykreować?
Ze mną to jest ciekawa sprawa, bo całe życie grałem w pomocy - i w klubie w Polsce, i w reprezentacji. Tylko w Osasunie byłem ustawiany jako napastnik. Przedstawiciele klubu uznali, że sobie poradzę na tej pozycji, bo byli na meczach Górnika, znali mnie z kadry. Do dzisiaj się zastanawiam, jakby to wyglądało, gdybym w Osasunie grał na swojej pozycji, bo jako pomocnik też zdobywałem bardzo dużo bramek. Nie ma sensu porównywać mnie z Robertem także dlatego, że grałem w przeciętnej drużynie. Bardzo się cieszę, że Robert strzelił już 49 goli w lidze hiszpańskiej. Fajnie, że mówi się o Polakach, którzy odnoszą sukcesy, są ambasadorami naszej piłki.
Jan Urban w walce z Fernando Hierro podczas meczu Real - Osasuna w styczniu 1992 roku
Lewandowski grał świetnie w Bayernie za czasów Hansiego Flicka. Przyjście tego trenera do Barcelony ma znaczenie, wie, jak do Roberta trafić?
Na pewno ma to wpływ na Roberta i czasem wcale nie trzeba wielkich słów. Ważne, że napastnik pod skrzydłami danego trenera dobrze się czuje, ma jego zaufanie. Drużyna wystartowała bardzo dobrze, a przypomnijmy sobie, jak to było w zeszłym sezonie. Oglądając wówczas Roberta, można było zobaczyć, że jest wręcz smutny na boisku, nie było w nim radości.
Pan też miał trenera, u którego się dobrze grało?
U Pedro Marii Zabalzy, który przez dłuższy czas był trenerem Osasuny, czułem się bardzo swobodnie. Miał do mnie zaufanie. To jest ważne dla napastnika, który idzie do mocnej ligi i gra w drużynie środka tabeli. Czasami na wyjeździe taki zawodnik nie powącha piłki, nabiega się dużo, a trener potrafi to docenić. To są ważne rzeczy. Można powiedzieć, że mnie było łatwiej, bo wszędzie grałem. Po prostu byłem niezły, a wtedy każdy trener cię wystawi. Wyjechałem do Hiszpanii w 1989 r., a to były zupełnie inne czasy. Przyszedłem do klubu, gdzie wszyscy mówili trenerowi na „ty”, a ja przeżyłem szok kulturowy. Mnie po roku czy po dwóch przeszło przez gardło Pedro, a wcześniej zwracałem się do niego „mister”. Teraz relacje na linii trener - zawodnik są inne niż za moich czasów, choć w Polsce dalej nie jest się z trenerami po imieniu.