Emocje podczas poniedziałkowej gali w Zurychu można porównać do oglądania powtórki meczu. O tym, że gwiazdor Barcelony odbierze kolejne trofeum, mówiło się od kilku tygodni. Kto nie wierzył bukmacherom, potwierdzenie dostał w ubiegłą środę, gdy FIFA w pośpiechu ujawniła na swojej stronie nazwisko zwycięzcy za rok 2015.
Ten plebiscyt ma w ostatnich latach dwóch aktorów. Messi i Ronaldo dzielą się nagrodą od 2008 roku (prowadzi 5:3 Argentyńczyk). Ich siła medialna i marketingowa jest tak duża, że ciężko powiedzieć, co by musiało się stać, żeby w najbliższej przyszłości ktoś przerwał ich dominację.
Nie dał rady Franck Ribery, który był faworytem w 2013 roku po tym, jak sięgnął z Bayernem po pięć trofeów. Nie udało się rok później Manuelowi Neuerowi, mistrzowi świata z reprezentacją Niemiec, bo głosujący w plebiscycie FIFA i „France Football” kapitanowie i selekcjonerzy reprezentacji oraz dziennikarze bardziej niż bramkarskie parady cenią strzeleckie rekordy. A tu Argentyńczyk i Portugalczyk nie mają sobie równych. Uczynili z tej sztuki osobną konkurencję. Nie zapomnieli jednak, co w futbolu jest najważniejsze.
– Zamieniłbym te pięć Złotych Piłek na jedno mistrzostwo świata. Zawsze powtarzam, że sukcesy drużynowe są istotniejsze niż indywidualne – przyznał Messi, który najbliżej celu był w 2014 roku, kiedy poprowadził Argentynę do finału mundialu w Brazylii.
Miniony rok zaczął od kłótni z trenerem Barcelony Luisem Enrique, ale później wygrał Ligę Mistrzów i wywalczył z drużyną cztery inne trofea (mistrzostwo i puchar Hiszpanii, Superpuchar Europy oraz klubowe mistrzostwo świata). Do kompletu zabrakło tylko Superpucharu Hiszpanii.