Była 68. minuta, kiedy Robert Lewandowski popędził w kierunku bramki. Miał 40 metrów do celu, a przed sobą tylko bramkarza, ale dogonili go obrońcy, którzy piłkę w większości uprawiają amatorsko. Ta akcja mówi dziś o reprezentacji Polski i formie jej kapitana więcej niż rzut karny, który napastnik wykorzystał kilka chwil później.
Pomogło szczęście, jeden z rywali dotknął piłki ręką. Kibice przeżyli chwilę radości, bo to był wieczór, kiedy futbol wszystkich męczył. Cierpienie rysowało się twarzy selekcjonera Fernando Santosa, brak satysfakcji z praktykowania swojej profesji widzieliśmy po piłkarzach. Radość z gry w piłkę zastąpił strach - nie było odważnych pomysłów ani ryzyka. Serie podań wszerz kończyło zazwyczaj dośrodkowanie z linii końcowej boiska.
Czytaj więcej
Robert Lewandowski wstrząsnął kadrą, bo Euro 2024 może być jego ostatnim wielkim turniejem w karierze i chce tam pojechać. Drużyna może na odejściu kapitana zyskać, skoro ją przyćmiewa.
Gole były listkiem figowym dla braku stylu. Lewandowski najpierw wykorzystał rzut karny, a dziesięć minut później - kiedy już chyba zeszło z niego napięcie - technicznym strzałem przerzucił piłkę nad bramkarzem rywali po podaniu Karola Świderskiego. Innych poważnych akcentów piłkarskich po stronie polskiej nie odnotowano.
Polska - Wyspy Owcze. Wojciech Szczęsny nie był bezrobotny
Graliśmy ze 129. zespołem rankingu FIFA (to żadna gwarancja sukcesu, skoro Mołdawia w czerwcu zajmowała w nim 164. pozycję), gdzie niektórzy zawodnicy to półamatorzy, a stawka była przecież wysoka - na pewno większa niż mecz. Wieczór na PGE Narodowym miał pokazać, jak kadrowicze odpowiedzą na wywiad Lewandowskiego, który oskarżył ich na antenie Eleven Sports i „Meczyków” o niedostatek charakteru. Zgrupowanie pokazało, że zdania są podzielone.