Była 68. minuta, kiedy Robert Lewandowski popędził w kierunku bramki. Miał 40 metrów do celu, a przed sobą tylko bramkarza, ale dogonili go obrońcy, którzy piłkę w większości uprawiają amatorsko. Ta akcja mówi dziś o reprezentacji Polski i formie jej kapitana więcej niż rzut karny, który napastnik wykorzystał kilka chwil później.
Pomogło szczęście, jeden z rywali dotknął piłki ręką. Kibice przeżyli chwilę radości, bo to był wieczór, kiedy futbol wszystkich męczył. Cierpienie rysowało się twarzy selekcjonera Fernando Santosa, brak satysfakcji z praktykowania swojej profesji widzieliśmy po piłkarzach. Radość z gry w piłkę zastąpił strach - nie było odważnych pomysłów ani ryzyka. Serie podań wszerz kończyło zazwyczaj dośrodkowanie z linii końcowej boiska.