Saudyjczycy stają na portfelu, żeby dosięgnąć gwiazd. Kilka udało im się już nawet złapać, skoro na tamtejsze boiska wybiegają nie tylko Ronaldo i Benzema, ale także reprezentant Anglii Jordan Henderson, senegalski gwiazdor Kalidou Koulibaly czy francuski mistrz świata z 2018 roku N’Golo Kante. Neymar, uważany kiedyś za następcę Pelego, przez dwa lata w Al-Hilal ma zarobić 320 mln euro. Jego przyjaciel Leo Messi wybrał Stany Zjednoczone, ale pozostał przecież ambasadorem saudyjskiej turystyki. Nowy gracz wszedł na piłkarski rynek, wprowadził chaos i wywrócił stolik.
Wszystko dlatego, że książę koronny Mohammed bin Salman patrzy w przyszłość i przeprojektowuje wizerunek: nie tylko kraju, także własny. Dziś wielu widzi w nim raczej mecenasa, reformatora oraz marzyciela planującego zimowe igrzyska oraz mundial na pustyni, a nie człowieka, który zlecił poćwiartowanie opozycyjnego dziennikarza w saudyjskim konsulacie, prowadzi krwawą wojnę w Jemenie i rządzi krajem, gdzie organizuje się publiczne egzekucje.
Czytaj więcej
Kiedyś uważany był za następcę Pelego, dziś pozostały po tym tylko wspomnienia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Neymar - choć miewał przebłyski geniuszu - nie osiągnął sukcesów na miarę swojego talentu. Z wielką sceną jednak jeszcze się nie żegna.
Uwodzą nie tylko sportem
Wywołał gorączkę złota, bo saudyjskie inwestycje w sport to inna skala niż te katarskie. Rodzina królewska – poprzez Publiczny Fundusz Inwestycyjny (PIF) – kupiła już piłkarski Newcastle United oraz większość golfowego świata, gościła Superpuchary Włoch i Hiszpanii, ma Rajd Dakar i wyścig Formuły 1, a Anthony Joshua porwał się na petrodolary, żeby powalczyć w „Starciu na wydmach” (z Andym Ruizem) oraz „Pasji nad Morzem Czerwonym” (rywalem był Ołeksandr Usyk).
Książę koronny wierzy, że sport jest drogą do dywersyfikacji saudyjskiej gospodarki i uniezależnienia jej od paliw kopalnych. Cel to nie tyle ocieplanie wizerunku, ile przede wszystkim zaprojektowanie nowej przyszłości. Inwestycje nie są sportwashingiem, któremu twarz dawali w przeszłości Rosjanie, Azerowie czy Białorusini, ale raczej elementem soft power. Saudyjczycy od lat flirtują przecież z zagranicznym biznesem i zapraszają zachodnie firmy do siebie.