Gorączka złota na pustyni. Saudyjczycy skupują piłkarskie gwiazdy

Wystartował sezon Saudi Pro League – z Cristiano Ronaldo, Karimem Benzemą i Czesławem Michniewiczem. Za chwilę dołączy do nich Neymar. Saudyjczycy mają ambicje, by stworzyć nad Zatoką Perską piłkarską NBA.

Publikacja: 15.08.2023 18:07

Neymar przez sześć lat grał dla sponsorowanego przez Katarczyków Paris Saint-Germain, teraz wybrał A

Neymar przez sześć lat grał dla sponsorowanego przez Katarczyków Paris Saint-Germain, teraz wybrał Arabię Saudyjską, choć wciąż marzy o powrocie do Barcelony

Foto: ANTHONY WALLACE / AFP

Saudyjczycy stają na portfelu, żeby dosięgnąć gwiazd. Kilka udało im się już nawet złapać, skoro na tamtejsze boiska wybiegają nie tylko Ronaldo i Benzema, ale także reprezentant Anglii Jordan Henderson, senegalski gwiazdor Kalidou Koulibaly czy francuski mistrz świata z 2018 roku N’Golo Kante. Neymar, uważany kiedyś za następcę Pelego, przez dwa lata w Al-Hilal ma zarobić 320 mln euro. Jego przyjaciel Leo Messi wybrał Stany Zjednoczone, ale pozostał przecież ambasadorem saudyjskiej turystyki. Nowy gracz wszedł na piłkarski rynek, wprowadził chaos i wywrócił stolik.

Wszystko dlatego, że książę koronny Mohammed bin Salman patrzy w przyszłość i przeprojektowuje wizerunek: nie tylko kraju, także własny. Dziś wielu widzi w nim raczej mecenasa, reformatora oraz marzyciela planującego zimowe igrzyska oraz mundial na pustyni, a nie człowieka, który zlecił poćwiartowanie opozycyjnego dziennikarza w saudyjskim konsulacie, prowadzi krwawą wojnę w Jemenie i rządzi krajem, gdzie organizuje się publiczne egzekucje.

Czytaj więcej

Neymar w Arabii Saudyjskiej. Rozbić bank, a potem wrócić do Barcelony

Uwodzą nie tylko sportem

Wywołał gorączkę złota, bo saudyjskie inwestycje w sport to inna skala niż te katarskie. Rodzina królewska – poprzez Publiczny Fundusz Inwestycyjny (PIF) – kupiła już piłkarski Newcastle United oraz większość golfowego świata, gościła Superpuchary Włoch i Hiszpanii, ma Rajd Dakar i wyścig Formuły 1, a Anthony Joshua porwał się na petrodolary, żeby powalczyć w „Starciu na wydmach” (z Andym Ruizem) oraz „Pasji nad Morzem Czerwonym” (rywalem był Ołeksandr Usyk).

Książę koronny wierzy, że sport jest drogą do dywersyfikacji saudyjskiej gospodarki i uniezależnienia jej od paliw kopalnych. Cel to nie tyle ocieplanie wizerunku, ile przede wszystkim zaprojektowanie nowej przyszłości. Inwestycje nie są sportwashingiem, któremu twarz dawali w przeszłości Rosjanie, Azerowie czy Białorusini, ale raczej elementem soft power. Saudyjczycy od lat flirtują przecież z zagranicznym biznesem i zapraszają zachodnie firmy do siebie.

Czytaj więcej

Neymar zagra w Arabii Saudyjskiej? Może zarobić 160 mln euro

– Chodzi o widoczność oraz legitymizację – zaznacza w rozmowie z „The Times” profesor sportu i ekonomii geopolitycznej Simon Chadwick. – Saudyjczycy pokazują rynkom, że mogą pozyskiwać piłkarskie talenty. To czyni ich realistycznym celem dla najlepszych graczy, którzy mogą z kolei przyciągnąć inwestycje. Futbol jest przecież potężną siłą, która zmienia i kształtuje percepcję ludzi. Europa zawsze będzie sercem świata futbolu, ale Saudyjczycy mogą rywalizować z Afryką czy Azją.

Inwestycja w futbol ma być promocją saudyjskiego profesjonalizmu, finansowej stabilności oraz odpowiedzialnego zarządzania, choć dziś nie brakuje zagranicznych piłkarzy niższego szczebla, którzy skarżą tamtejsze kluby za brak wypłat. Przychody ligi ze źródeł komercyjnych już w tym sezonie mają wzrosnąć ze 120 do 480 mln dolarów, a jej wartość rynkowa z 3 do 8 mld dolarów do 2030 roku. Ta data jest dziś dla Saudyjczyków najważniejszym punktem odniesienia.

„Wizja 2030”, którą książę koronny ogłosił już w 2016 roku, to nie tylko inwestycje w infrastrukturę i organizację wielkich imprez, ale także inżynieria społeczna poprzez ewolucję kulturalną: otwarcie się na świat, pozorne złagodzenie fundamentalizmu. To przecież Bin Salman wpuścił kobiety za kierownicę, pozwolił na muzykę w restauracjach i premierą marvelowskiej „Czarnej Pantery” po latach otworzył saudyjskie kina. Chce uwodzić na wielu polach – także sportem.

Czytaj więcej

Piłkarskie eldorado u szejków. Arabia Saudyjska zastąpiła Chiny

Mundial dał impuls

Nie brakuje głosów, że Saudi Pro League to ruchome piaski, skoro kluczowym źródłem jej finansowej potęgi jest nadzorowany przez księcia koronnego, wyceniany na 620 mld dolarów Publiczny Fundusz Inwestycyjny, który podpisał umowę sponsorską z czterema największymi klubami: Al-Nassr, Al-Hilal, Al-Ahli i Al-Ittihad. „New York Times” jeszcze w czerwcu informował, że do każdego z nich trafią po trzy gwiazdy z Europy, a osiem innych wzmocni pozostałe kluby.

PIF – według obliczeń brytyjskiego „Timesa” – przez dwa lata zainwestował w futbol już 4,5 mld dolarów. Liga to nie wszystko, Saudyjczycy kupili przecież Newcastle, będą gospodarzami klubowych mistrzostw świata i inwestują w stadiony, bo w 2027 roku zorganizują Puchar Azji. Czerpią z finansowej studni, która na razie nie ma dna. Koncern Saudi Aramco w ubiegłym roku miał 161 mld dolarów. PIF ma w nim 8 proc. udziałów i co kwartał dostaje dywidendę.

Trudno się dziwić, że krajobraz ligi latem się zmienił. To już nie tylko zarabiający rocznie 200 mln dolarów Ronaldo – jednym z namacalnych efektów jego transferu jest fakt, że od stycznia liczba śledzących konto Al-Nassr na Instagramie wzrosła z 860 tys. do 16,1 mln – w towarzystwie sporej grupy Brazylijczyków i kilkunastu rentierów własnego nazwiska, którzy wykorzystali szansę na intratną emeryturę. Piaski pustyni coraz częściej wybierają gracze w kwiecie wieku.

Czytaj więcej

Ronaldo, Kanté, Benzema… Arabia Saudyjska płaci piłkarzom nie tylko za granie

Tylko w tym roku Saudyjczycy postanowili przeznaczyć na inwestycje w zawodników 800 mln dolarów. Skusili nawet 33-letniego Hendersona z Liverpoolu, czyli wicekapitana reprezentacji Anglii, którego wart 900 tys. dolarów tygodniowo kontrakt przekonał najwyraźniej, że społeczność LBGTQ+ – której od lat jest na forum publicznym adwokatem – wcale nie ma w Arabii Saudyjskiej źle, choć homoseksualizm wciąż jest tam penalizowany.

Anglika z pewnością zatrudniono nieprzypadkowo – trudno o bardziej klarowny sygnał, że w kraju jest normalnie, niż sprowadzenie piłkarza, który wielokrotnie brał na sztandar walkę o prawa mniejszości. Transfery Riyada Mahreza czy Benzemy są z kolei dowodem innej tendencji – Saudyjczycy zapraszają do swojej ligi muzułmanów, i chodzi nie tylko o kwestie kulturowe, ale także fakt, że takim zawodnikom będzie łatwiej rozkochać w sobie kibiców.

Rekrutacja piłkarzy do Saudi Pro League jest centralnie sterowana. Reporterzy „New York Timesa” informowali, że nadzoruje ją Ministerstwo Sportu, a kluby dostały szczegółowe wytyczne. Szukają piłkarzy bliżej 30. roku życia – a więc już uznanych, ale jeszcze nie u schyłku kariery – i nie wolno im ze sobą o zawodników konkurować. Zatrudnienie każdego gracza z pensją powyżej 3 mln dolarów rocznie wymaga formalnej zgody ligi. Inwestycje nie są więc dokonywane pod wpływem emocji, tylko przemyślane.

Czytaj więcej

Nie czas na Arabię dla Roberta Lewandowskiego

Impulsem do wciśnięcia gazu był mundial w Katarze. Saudyjczycy nie wyszli z grupy, ale pokonali Argentyńczyków (2:1). Walczyli o awans, choć wcześniej kojarzono ich głównie z drużyną, która podczas wielkich imprez przeżywała upokorzenia: 0:4 z Francuzami (1998), 0:8 z Niemcami (2002), 0:4 z Ukraińcami (2006) czy 0:5 z Rosjanami (2018). Do poważnego grania natchnął ich Herve Renard, który musiał nauczyć podopiecznych odpowiedzialności oraz podnieść morale.

Utalentowani i leniwi

Francuz jeszcze przed meczem z Polakami wyjaśniał, że saudyjska liga to rozgrywki na wysokim poziomie, gdzie jest wielu zawodników obdarzonych nieprzeciętną techniką, ale nieprzystosowanych do kolektywnego wysiłku.

– Tamtejsi gracze wciąż przypominają nieco piłkarzy z Afryki. Mają dużo talentu, lecz sporo do nadrobienia pod względem taktycznym – mówił na łamach „L’Equipe”. Na to zaradzą zagraniczni trenerzy: Steven Gerrard, Slaven Bilić czy nawet Michniewicz.

Saudyjczycy projektują sobie w kraju Premier League, a może nawet NBA, ale jednocześnie dbają o dziedzictwo. Chcą rozgrywek bogatych nie tylko zagranicznymi gwiazdami – limit to ośmiu takich piłkarzy w składzie – lecz także bohaterami lokalnymi, choć podobno dobrobyt tamtejszych piłkarzy rozpieszcza. Wielu zgnuśniało, bo zarabia miliony bez wysiłku, a wyjazd za granicę, gdzie można się rozwijać, oznaczałby wyjście ze strefy komfortu. Zagranicę liga zorganizuje więc im u siebie.

Kupili nawet zimę

Kilka lat temu podobny pomysł, czyli wielką piłkę za Wielkim Murem, mieli Chińczycy. Wydali podczas jednego okienka 300 mln dolarów i choć bez skutku kusili Ronaldo, Wayne’a Rooney’a czy Garetha Bale’a, to już negocjacje z Aleksem Teixeirą czy Oscarem przyniosły skutek. Trzyletni kontrakt na transmisje z tamtejszych rozgrywek podpisał SkySports, a jego koniec zbiegł się z upadkiem utytułowanego klubu Jiangsu FC. Bankrutować zaczęli też inni.

Mocarstwowe plany wyparły oskarżenia o korupcję, marzenia o wtłoczeniu piłki do chińskiego DNA oraz mundialu w Państwie Środka zgasły szybciej, niż się rodziły. Wcześniej sztuczne pompowanie piłki nie udało się Amerykanom, którzy w latach 70. zaprosili do siebie nie tylko Kazimierza Deynę, ale także Pelego i Franza Beckenbauera. Arabia Saudyjska to o tyle inna historia, że motywacja jest silniejsza, a sam kraj – w porównaniu z Chinami oraz USA – nie jest w piłce nowicjuszem.

Tamtejszych kibiców władza nie musi w futbolu rozkochiwać, skoro 240 ligowych meczów poprzedniego sezonu obejrzało z trybun 2,2 mln ludzi, a średnia na spotkaniach Al-Ittihad przekroczyła 40 tys. kibiców.

– Nie zaczynamy od zera. Mamy olbrzymią populację młodych ludzi, dla których piłka nożna jest najważniejszym sportem. Futbol ma u nas strukturę, ligę, korzenie – wyjaśnia w rozmowie z „Timesem” działacz blisko związany z Saudi Pro League.

„The Athletic” zauważa, że w ciągu ostatnich siedmiu lat udział Saudyjczyków uprawiających czynnie sport wzrósł w społeczeństwie z 13 do blisko 50 proc. Jednocześnie sześciu na dziesięciu obywateli królestwa wciąż ma nadwagę – inwestycje w sport mają także przynieść efekt prozdrowotny. Trzy czwarte populacji to ludzie poniżej 35. roku życia – Bin Salman woli raczej, żeby zajęli się piłką, a nie polityką. Inwestycje służą więc także kanalizowaniu emocji, ukierunkowaniu uwagi.

Następca saudyjskiego tronu chyba uwierzył, że pieniądze to jedyna granica oddzielająca marzenia od rzeczywistości. Wszystko jest kwestią ceny, skoro nieistniejący jeszcze kurort Trojena (będzie częścią położonego pośrodku pustyni miasta przyszłości Neomu) w 2029 roku ugości zimowe igrzyska azjatyckie. Najwyraźniej kupić da się także zimę.

Perłą w koronie sportowych inwestycji może być zaś piłkarski mundial – w 2030 lub 2034 roku. Piaski tej pustyni stają się coraz bardziej złote.

Saudyjczycy stają na portfelu, żeby dosięgnąć gwiazd. Kilka udało im się już nawet złapać, skoro na tamtejsze boiska wybiegają nie tylko Ronaldo i Benzema, ale także reprezentant Anglii Jordan Henderson, senegalski gwiazdor Kalidou Koulibaly czy francuski mistrz świata z 2018 roku N’Golo Kante. Neymar, uważany kiedyś za następcę Pelego, przez dwa lata w Al-Hilal ma zarobić 320 mln euro. Jego przyjaciel Leo Messi wybrał Stany Zjednoczone, ale pozostał przecież ambasadorem saudyjskiej turystyki. Nowy gracz wszedł na piłkarski rynek, wprowadził chaos i wywrócił stolik.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Ostatnia szansa, by kupić bilety na Euro 2024. Kto pierwszy, ten lepszy
Piłka nożna
Mecz życia na Stadionie Narodowym. Wysoka stawka finału Pucharu Polski
Piłka nożna
Borussia Dortmund skarciła gwiazdy PSG
Piłka nożna
Niemiecka i hiszpańska prasa po Bayern - Real. "Nierozstrzygnięta bitwa w Monachium"
Piłka nożna
Bayern - Real. Cztery gole i cztery minuty, które wstrząsnęły półfinałem Ligi Mistrzów
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił