Powinno być w polskiej piłce coraz normalniej, bo najlepsi ostatnio zarobili, zainwestowali oraz zaplanowali sukcesy, ale zawsze zdarzy się drużyna, która w środku lata poleci na mecz z egzotycznym rywalem, żeby poflirtować z klęską. Wicemistrzowie Polski przegrywali już nawet z Ordobasem Szymkent 0:2, więc w Kazachstanie pachniało nieoczekiwaną wpadką, i choć warszawiakom udało się doprowadzić do remisu, to wynik 2:2 wciąż rozczarowuje.
Seria nieszczęść rozpoczęła się pod długiego podania oraz sprytu Usevalada Sadowskiego, który dołożył nogę do piłki tak, że przelobował wysuniętego przed bramkę Kacpra Tobiasza. Grająca w czarnych koszulach przypominających stołecznego rywala zza miedzy Legia próbowała wyrównać, ale tuż po przerwie znów trafili rywale - tym razem po rzucie rożnym, który strzałem głową zakończył Mamadou Mbodj.