Czytaj więcej
Polacy mogą awansować na Euro 2024, ale w Kiszyniowie zmarnowali szansę na odwilż po mundialu. Nasza reprezentacja to drużyna bez stylu – na boisku i poza nim.
Takie wyjazdy bywają niewdzięczne - koniec sezonu, upał, przeciwnik gotowy na cierpienie w obronie. Selekcjoner i piłkarze po wygranym meczu towarzyskim z Niemcami (1:0) zgodnie apelowali o koncentrację. Fernando Santos przekonywał, że nie możemy patrzeć na szyld rywala. Gospodarze tymczasem przez 45 minut grali tak, jak wskazuje ranking FIFA, gdzie leżą na 171. miejscu, między Gujaną i Maltą. Wydawało się, że w Kiszyniowie Polakom nic nie grozi.
Wystarczyło dośrodkowanie Przemysława Frankowskiego, zgranie Roberta Lewandowskiego i instynkt Arkadiusza Milika, który z bliska wepchnął piłkę do bramki, żeby rozwiać stresujące okoliczności meczu. Minęło kilkanaście minut i było 2:0. Tym razem podał Milik, strzelił Lewandowski. Mecz układał się po myśli Polaków, kapitan miał nawet dwie kolejne szanse na gole. Spokojne zwycięstwo okazało się jednak mirażem.
Nasi piłkarze sami utrudnili sobie życie. Piotr Zieliński na początku drugiej połowy stracił piłkę w środku pola, obrońcy nie zdążyli doskoczyć do Iona Nicolaescu i piłka wpadła do bramki. To był epizod, który podłączył gospodarzy do prądu, Mołdawianie dostali drugie życie. Byli bardziej zdeterminowani, momentami spychali Polaków do obrony. Piłka szybko wpadła do naszej bramki po raz drugi, ale Nicolaescu przed uderzeniem faulował obrońcę.