Mecz z Mołdawią (2:3) pokazał, że reprezentację wciąż tworzą głównie chłopcy w krótkich spodenkach, którzy potrafią pokłócić się o wirtualne pieniądze od premiera, drżą, kiedy sytuacja na boisku wymyka się spod kontroli, a później brakuje im odwagi, żeby stanąć przed kamerami. Taką drużynę trudno polubić.
Selekcjoner Fernando Santos po meczu z Niemcami (1:0) mówił, że zaczyna coraz lepiej rozumieć swoich zawodników, ale po spotkaniu z Kiszyniowie ma prawo zmienić zdanie. Dziś chyba już wie, że przed nim długa droga, najpierw musi bowiem dotrzeć do głowy polskiego piłkarza.
Mołdawia - Polska. Chcieli wygrać na stojąco
Pierwsza połowa w Kiszyniowie wyglądała dobrze, wręcz modelowo. Nasi kadrowicze sumiennie budowali ataki, wybijali gospodarzom futbol z głowy, strzelili dwa gole, a mogli więcej. Odkorkowali rywala nastawionego niemal wyłącznie na cierpienie w obronie, co podczas takich spotkań – granych w upale, pod koniec sezonu, kiedy wynik inny niż zwycięstwo będzie blamażem – bywa najtrudniejsze.
Czytaj więcej
Polacy prowadzili 2:0, ale przegrali z Mołdawią 2:3 w eliminacjach Euro 2024. Koncentracji w meczu Mołdawia-Polska Biało-Czerwonym wystarczyło na pierwszą połowę, po przerwie były już tylko strach i panika. Ten wynik to wstyd. Podobnej kompromitacji nasz futbol dawno nie widział.
Mecz był właściwie wygrany, tak na pewno pomyśleli polscy piłkarze. Mołdawia to 171. zespół rankingu FIFA, nigdy nasza reprezentacja nie przegrała z równie słabym przeciwnikiem. Jan Bednarek po ostatnim gwizdku jako jeden z nielicznych kadrowiczów pokazał szacunek wobec kibiców, stanął przed kamerą i przyznał się do pychy: – Myśleliśmy, że to się wygra na stojąco.