Zlatan Ibrahimović wykorzystał swój gniew

Nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów ani nie zdobył Złotej Piłki, ale i tak uważał się za najlepszego. Zlatan Ibrahimović w wieku 41 lat zakończył karierę.

Publikacja: 05.06.2023 20:47

Zlatan Ibrahimović bywał na boisku bohaterem kina akcji

Zlatan Ibrahimović bywał na boisku bohaterem kina akcji

Foto: GABRIEL BOUYS/AFP

„Godbye” – specjalna oprawa przygotowana przez kibiców Milanu nie pozostawiła wątpliwości, że odchodzi ktoś wyjątkowy. Piłkarski bóg, jak zwykł o sobie sądzić Ibrahimović.

Miał wybujałe ego, imponował pewnością siebie, wydawał się twardzielem, którego nie da się złamać, ale nawet jemu napłynęły do oczu łzy, gdy dostał pożegnalną owację.

Może przypomniał sobie, jak zaczynał karierę, grając w butach kupionych w supermarkecie za 59 koron. I jak wracając do domu, z duszą na ramieniu mijał przejście podziemne, na którym widniał napis: „Możesz wyciągnąć człowieka z getta, ale nigdy getto z człowieka”.

Filozof i ferrari

Urodził się w rodzinie imigrantów z Bałkanów (ojciec Bośniak, matka Chorwatka), wychował na przedmieściach Malmö. Był inny od rówieśników, więc musiał znosić szyderstwa. I krytykę trenerów.

Czytaj więcej

Zlatan Ibrahimović kończy karierę. "Żegnam się z piłką"

– Kiedy bawił się z dzieciakami z klasy średniej, czuł się gorszy, bo nosił niemodne ubrania i nie miał pieniędzy. Postanowił więc: „Pewnego dnia im pokażę!”. To stało się motywacją – tłumaczył David Lagercrantz, autor „Ja, Ibra. Moja historia”. – Kompleks to najlepsze słowo opisujące Zlatana. Z jednej strony jest silnym typem wojownika, który wiedział, że musi być twardy, aby przeżyć. Ale inna jego część jest wrażliwa. To facet zraniony przez wychowanie, który wykorzystuje to, by stworzyć siłę. Na jego miejscu 99 osób na 100 by się poddało, ale on wykorzystał gniew, by stać się lepszym. Powiedział mi: „David, muszę być zły, żeby dobrze grać”.

Zacisnął zęby i postanowił udowodnić, że chłopak z rozbitej rodziny może dojść na szczyt. Trenował taekwondo, co pomogło mu zdobywać później widowiskowe bramki, ale to futbol dał mu szansę na lepsze życie.

– Bez adrenaliny i złości jestem bezwartościowy. Jeśli chcesz mnie powstrzymać, musisz mnie zabić – zaznaczał.

Mówił, że ma swój własny styl. Nie bałkański, nie szwedzki, lecz styl Zlatana. O swoich golach opowiadał, że są zbyt efektowne, by można je było odtworzyć w grach wideo. – To, co on robi z piłką, ja mogę zrobić z pomarańczą – zareagował kiedyś na krytykę ze strony Norwega Johna Carew.

O kim będziecie teraz pisać?

Zlatan Ibrahimović

Zbudował wokół siebie oblężoną twierdzę. Może dlatego tak dobrze rozumiał się z Jose Mourinho. – Ludzie zazdroszczą nam sukcesów i osobowości – twierdził.

Portugalczyk był jego ulubionym trenerem. Kiedyś powiedział, że byłby gotów oddać za niego życie. Na drugim biegunie znajdował się Pep Guardiola, z którym nie potrafił się dogadać w Barcelonie. – Nie masz jaj! Jestem ferrari, a ty jeździsz mną jak fiatem – wypalił podczas kłótni. A potem poszedł do prezesa Joana Laporty z apelem o zwolnienie Hiszpana: – Nie potrzebujemy tutaj tego filozofa. Krasnolud (Leo Messi – przyp. red.) i ja sobie poradzimy.

To jednak Guardiola został i rok później świętował triumf w Lidze Mistrzów. Ibrahimoviciowi ta szansa przeszła koło nosa. Wybrał Milan, a potem szukał szczęścia w Paris Saint-Germain. Honory, z jakimi go przyjmowano, łechtały ego.

– Wierzysz w Boga? – zapytał ówczesnego trenera Carlo Ancelottiego. – No to wierzysz we mnie.

Gdy cztery lata później opuszczał Paryż, sięgając we Francji po wszystkie możliwe trofea, opowiadał: „Przybyłem jako król, odchodzę jako legenda”. I dodał, że jest gotów zostać, jeśli wieżę Eiffla zastąpią jego pomnikiem.

Jak Benjamin Button

Francję zamienił na Anglię. Po przeprowadzce do Manchesteru stwierdził, że potrzebuje nowych hejterów, bo starzy zostali jego fanami. Ligi Mistrzów znów nie wygrał, ale triumfował w Lidze Europy. I poleciał krzewić futbol w USA.

– Gdybym przybył tu dziesięć lat wcześniej, dziś byłbym waszym prezydentem. Chcieliście Zlatana, to go dostaliście. A teraz wracajcie do oglądania baseballu – rzucił do Amerykanów, odchodząc w 2019 roku z Los Angeles Galaxy.

Nigdy nie zdobył Złotej Piłki i tytułu gracza roku FIFA, ale zawsze czuł się numerem jeden. Zdarzało mu się mówić, że jest największym, po Muhammadzie Alim.

Kiedy w plebiscycie na szwedzkiego sportowca wszech czasów przegrał z Björnem Borgiem – mistrzem tenisa, zwycięzcą 11 turniejów wielkoszlemowych, oznajmił: – Na tej liście powinienem zająć miejsca pierwsze, drugie, trzecie, czwarte i piąte.

Pewnie by wygrał, gdyby poprowadził Szwecję do medalu na dużym turnieju. Był na dwóch mundialach (2002, 2006) i czterech Euro (2004–2016), ale tylko raz dotarł do ćwierćfinału i w dodatku zmarnował jedenastkę w konkursie rzutów karnych (2004).

Czytaj więcej

Ligi zagraniczne: Dekada smutku poszła w niepamięć

Jego odejście to koniec pewnej epoki. Strzelił ponad 500 goli, zdobył tytuły mistrzowskie w czterech krajach – pięć we Włoszech (Inter, Milan), cztery we Francji (PSG), dwa w Holandii (Ajax Amsterdam) i jeden w Hiszpanii (Barcelona).

– Czuję się jak Benjamin Button. Urodziłem się stary i umrę młodo – powtarzał. Czasu jednak nie oszukał. W ubiegłym roku przeszedł operację kolana, potem zmagał się z kontuzjami uda i łydki. Zagrał w tym sezonie tylko w czterech meczach ligowych – w tym trzykrotnie wchodził z ławki – i zdobył jedną bramkę. Była jednak wyjątkowa – w wieku 41 lat i 166 dni został najstarszym strzelcem w historii Serie A.

Miał oferty z innych klubów, ale nie chciał dłużej siedzieć na ławce i odcinać kuponów od sławy. Przyznał, że nadszedł dobry moment, by rozpocząć nowy rozdział w życiu.

– Za pierwszym razem, gdy tu przyjechałem, obdarzyliście mnie szczęściem, za drugim – miłością. Żegnam się z piłką, ale nie z wami – złożył obietnicę kibicom Milanu.

Odszedł na własnych warunkach. A do dziennikarzy rzucił na pożegnanie: O kim będziecie teraz pisać?

„Godbye” – specjalna oprawa przygotowana przez kibiców Milanu nie pozostawiła wątpliwości, że odchodzi ktoś wyjątkowy. Piłkarski bóg, jak zwykł o sobie sądzić Ibrahimović.

Miał wybujałe ego, imponował pewnością siebie, wydawał się twardzielem, którego nie da się złamać, ale nawet jemu napłynęły do oczu łzy, gdy dostał pożegnalną owację.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Wisła zdobyła Puchar Polski. Za takie mecze kochamy piłkę
Piłka nożna
Hiszpanie zapewnili Wiśle Kraków Puchar Polski. Dogrywka i wielkie emocje na Narodowym
Piłka nożna
Kolejny kandydat na trenera odmówił Bayernowi
Piłka nożna
Ostatnia szansa, by kupić bilety na Euro 2024. Kto pierwszy, ten lepszy
Piłka nożna
Mecz życia na Stadionie Narodowym. Wysoka stawka finału Pucharu Polski
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił