Kłopoty Alvesa zaczęły się po Nowym Roku, gdy 23-letnia kobieta powiadomiła policję, że w nocy z 30 na 31 grudnia została przez niego zgwałcona w jednym z klubów nocnych w Barcelonie. Do zdarzenia miało dojść w łazience znajdującej się w strefie VIP.
Piłkarz nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i początkowo zaprzeczał, że zna ofiarę. – Byłem tego dnia w tym klubie, ale nikogo nie napastowałem. Każdy, kto mnie zna, wie, że uwielbiam tańczyć, bawiłem się z większą grupą ludzi, ale nie naruszałem niczyjej przestrzeni osobistej – bronił się Alves.
Sąd przychylił się jednak do wniosku prokuratury o tymczasowym areszcie i 20 stycznia Brazylijczyk trafił za kratki. Bez możliwości wyjścia za kaucją, bo istniały obawy, że ucieknie albo będzie próbował namawiać pokrzywdzoną do wycofania oskarżeń w zamian za finansową rekompensatę.
Czytaj więcej
Mistrzostwo świata, na które Brazylia czeka 20 lat, ma zjednoczyć kraj, który podzielili walczący o władzę politycy.
Wersję ofiary miały potwierdzić badania lekarskie. Dowody okazały się na tyle wiarygodne, że Alves po konsultacji ze swoimi prawnikami zaczął zmieniać wersję wydarzeń. Zdaniem hiszpańskich mediów najpierw przypomniał sobie, że pamięta pokrzywdzoną, ale przekonywał, że do zbliżenia nie doszło. Później tłumaczył, że chciał tylko skorzystać z łazienki, kobieta weszła za nim i się na niego rzuciła. W końcu przyznał się do odbycia stosunku, ale za obopólną zgodą.