Zwycięstwa mogłoby nie być, gdyby nie Wojciech Szczęsny, który obronił rzut karny oraz dobitkę w stylu, który obudził wspomnienia o instynktownej interwencji Jerzego Dudka przy strzale Andrija Szewczenki w dogrywce finału Ligi Mistrzów. Mundial w Katarze kończy kalwarię, jaką przez lata były dla najlepszego polskiego bramkarza wielkie turnieje.
Euro 2012 Szczęsny rozpoczął od czerwonej kartki, cztery lata później w pierwszym meczu doznał kontuzji, a otwarcie ubiegłorocznych mistrzostw kontynentu Polacy ozdobili samobójczym golem. Wszyscy wiedzą, że Szczęsny jest fachowcem najwyższej klasy, ale w wielkich turniejach drużynie raczej nie pomagał. Teraz wreszcie doczekał się chwili triumfu i to podczas swojego ostatniego mundialu.
Czas na rolę oscarową
– Macie świetnego bramkarza, jednego z najlepszych na świecie, który po prostu wykonał swoją pracę – mówił szkoleniowiec Saudyjczyków Herve Renard.
– Obroniony rzut karny to także zasługa naszych trenerów. Andrzej Dawidziuk i Tomek Muchiński jeszcze dzień przed meczem tłumaczyli bramkarzom, kto jak strzela – zaznacza selekcjoner Polaków Czesław Michniewicz.
Tytuł „człowiek, który zatrzymał Arabię” może nie brzmi zbyt dumnie, ale ważniejsza jest droga, jaką ten mecz otworzył. Sam Szczęsny podkreśla, że nie interesują go interwencje, które niczego nie dają, więc wartość jego popisowi może nadać dopiero trzecie spotkanie. Przebieg turnieju przyniósł scenariusz, który może dać mu rolę oscarową – Argentyńczycy muszą atakować, Polaków urządza remis.
Czytaj więcej
Polska wygrała 2:0 z Arabią Saudyjską dzięki bramkom Piotra Zielińskiego i Roberta Lewandowskiego oraz wybitnej interwencji Wojciecha Szczęsnego. Zrobiliśmy duży krok w kierunku 1/8 finału mistrzostw świata. Sukces przyniósł futbol nieznośny: nie tylko dla oczu kibiców, także dla rywali.
Szczęsny obronił rzut karny, Piotr Zieliński zdobył premierową bramkę, a Robert Lewandowski wreszcie strzelił gola na mundialu, ale spotkanie z Arabią Saudyjską było sukcesem bohatera zbiorowego. Polacy początkowo znów drażnili ostrożnością, oddając piłkę rywalom, ale w drugiej połowie pokazali, że kiedy przeciwnik rozluźnia szyki i pojawia się przestrzeń, potrafią zaatakować.
Zmiana Zielińskiego na Jakuba Kamińskiego sprawiła, że reprezentacja zaczęła przypominać nieco zespół Adama Nawałki. Ułożony, ostrożny, ale uzbrojony w dwóch napastników oraz ofensywnie nastawionych skrzydłowych, którzy zapewniają atakom paliwo. Strzeliliśmy dwa gole, a mogliśmy więcej, bo Lewandowski obił słupek, a Arkadiusz Milik uderzył w poprzeczkę.
Wieczór cichych bohaterów
Trafiali do bramki zawodnicy, od których oczekujemy najwięcej, wykonujący swój zawód wśród wirtuozów z Barcelony oraz Neapolu. Oni, oraz Szczęsny (Juventus Turyn), dali twarz zwycięstwu, ale to był także wieczór cichych bohaterów. Trzeci raz z rzędu podczas mundialu nie straciliśmy gola. Ta seria trwa już od 285 minut, bo zaczęła się cztery lata temu od spotkania z Japończykami.
Skuteczne występy polskiej defensywy łączy Kamil Glik, wobec którego były wątpliwości, wytykano mu, że marnieje w drugiej lidze włoskiej i wielki turniej go przerośnie, a on tymczasem – osadzony w strefie komfortu, czyli niskiej defensywie – jest waleczny, pewny i skuteczny. Teraz staje przed wyzwaniem niezwykłym, bo u kresu reprezentacyjnej kariery może wyrzucić z mundialu Leo Messiego.
Bartosz Bereszyński wyrasta na perfekcyjnego zastępcę piłkarza, który w reprezentacji nie istnieje, czyli lewego obrońcy. Coraz trudniej też wyobrazić sobie defensywę bez 22-letniego Jakuba Kiwiora, choć mecz z Saudyjczykami był dla niego dopiero siódmym w narodowych barwach.
Piłkarzem meczu został Lewandowski, a jego łzy potwierdzają, że czas w świecie piłki wciąż mierzony jest mundialami. – Wiem, jak siedziało w nim to poprzednie spotkanie. Cieszymy się razem tak samo, jak wspólnie się martwiliśmy. Gdyby dopisało mu szczęście, mógłby nawet strzelić hat-tricka. Sam meczu jednak nie wygra. Przekonaliśmy się, że w drużynie tkwi siła – mówi Michniewicz.
Nie wolno ich się bać
Chciałoby się uwierzyć, że dzięki temu przełamaniu Lewandowski wreszcie się rozstrzela. On sam także chce coraz więcej, marzy coraz odważniej. Apetyt kapitana rośnie, skoro po meczu otwarcie przyznał, że musimy grać bardzo dobrze w defensywie, ale także próbować ataków, bo podczas tego mundialu wielu słabszym drużynom ryzyko się opłaca.
– To turniej, a nie mecz ligowy, nie ma tu rewanżów – podkreśla jednak Michniewicz. – Każdy błąd i każda stracona bramka mają olbrzymie konsekwencje. Ryzyko często się nie opłaca, dlatego szukamy czasem prostszych środków. Ważne, że wszyscy w naszej drużynie pasują do siebie. Reakcja po strzelonej bramce, także rezerwowych, pokazuje, że atmosfera jest fantastyczna.
Polacy dzięki wygranej mają wszystko w swoich rękach, zagrają o awans z Argentyną. Rywale są pod ścianą. To oni muszą atakować, co brzmi jak wymarzony scenariusz dla specjalizującego się w grze ostrożnej Michniewicza.
– Lubię piękną grę, bo kto jej nie lubi. Na koniec dnia zawsze patrzysz jednak na tabelę i to, czy wciąż jest szansa na awans – podkreśla selekcjoner.
Argentynę trzeba szanować, ale nie wolno jej się bać. Obawy budzi jedynie Messi, który niesie drużynę na plecach.
– Spróbujemy wygrać. Nie, to złe słowo. Nie spróbujemy, tylko wygramy – deklaruje trener Argentyny Lionel Scaloni.
Wygrana z Saudyjczykami oraz wymęczone zwycięstwo Argentyny nad Meksykiem po przeciętnej grze sprawiają, że Polacy mają podstawy, by mieć w tej kwestii inne zdanie.
Po meczu powiedzieli
Wojciech Szczęsny, bramkarz reprezentacji Polski
Rzutów karnych nie bronię intuicyjnie, nie zgaduję rogu, gdzie piłkarz rywala strzela, tylko analizuję rzuty karne i w ten sposób się do nich przygotowuję. Czasami się opłaca, czasami nie, ale w ten sposób do wszystkiego podchodzę. Ostatnio te statystki są całkiem niezłe. Czy te moje interwencje coś dadzą, to będzie zależało od wyniku trzeciego meczu. Jeśli te interwencje coś dały, to możecie o nich pamiętać. Mam nadzieję, że to pomoże. Co do wyboru piłkarza meczu (został nim Robert Lewandowski – przyp. red.), to nagłówki są dla tych, którzy strzelają gole. Bramkarze są w cieniu. Jak oceniam swój występ z Arabią Saudyjską w skali od 1 do 10? Na 4,5.
Robert Lewandowski, napastnik reprezentacji Polski
Czułem, że ten mecz jest jakiś inny. Chyba im jestem starszy, tym bardziej emocjonalny. Zakładaliśmy od początku, że musimy grać, atakować i stwarzać sytuacje. Człowiek na taki mecz wychodzi z innym nastawieniem. To podsumowanie całej mojej kariery. Nie tylko zagrałem na mundialu, ale także strzeliłem gola. Wiem, jaki był ważny. Czuję radość, spełnienie. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla kapitana dobro drużyny powinno być na pierwszym miejscu, ale z tyłu głowy napastnika zawsze jest to, żeby zaznaczyć swoją pozycję strzeleniem gola. Bramki dedykuję tacie, pamiętam też o rodzinie. Wiedzą, ile to dla mnie znaczyło. Tylko oni widzą, jak czasem jest mi ciężko.
Kamil Glik, obrońca reprezentacji Polski
Zwycięstwo bez straconej bramki jest powodem do zadowolenia dla obrońcy. Czuję radość, ale nie ulgę. Zrealizowaliśmy cel i zagramy z Argentyną o awans. Wiedzieliśmy, że Saudyjczycy na początku ruszą mocno. Po przerwie było jednak widać, jak dużo kosztowało ich pierwsze spotkanie. Nogi już nie pomagały, zaczęli popełniać błędy. Czuję się dobrze. Wróciłem przecież po lekkiej kontuzji, a nie sześciu miesiącach bez gry.