Holenderska myśl szkoleniowa zapisała złotą kartę w historii futbolu, ale ostatnim trenerem z kraju tulipanów, który poprowadził drużynę do zwycięstwa w Lidze Mistrzów, był Frank Rijkaard. Od czasu, gdy zdobył trofeum z Barceloną, minęło 16 lat.
Rijkaard był wcześniej selekcjonerem Holendrów, ale – podobnie jak wielu jego poprzedników i następców – nie dorównał osiągnięciami mistrzowi Rinusowi Michelsowi. Twórca futbolu totalnego – mentor dla wielu pokoleń trenerów, w tym dla Johana Cruyffa – 14 lat po awansie do finału mundialu wygrał Euro 1988. To było jego trzecie podejście do kierowania reprezentacją, ale nie ostatnie.
Michels po krótkiej przerwie na pracę w Leverkusen dał się namówić szefom holenderskiego związku jeszcze raz. Odszedł po przegranym półfinale Euro 1992 z Danią. Światowa Federacja Piłkarska (FIFA) przyznała mu w 1999 r. tytuł trenera stulecia, a „France Football” uznał go za największego szkoleniowca w historii futbolu.
Wróci Koeman
Holendrzy mają sentyment do swoich trenerskich guru. Ostatnim obcokrajowcem, który poprowadził ich reprezentację, był Ernst Happel. Słynny Austriak zdobył z Oranje wicemistrzostwo świata (1978). Później najważniejszą posadę obejmowali już tylko ludzie z holenderskim paszportem. Niektórzy, tak jak Michels, po kilka razy.
Takimi dyżurnymi ratownikami bywali zwykle Guus Hiddink i Dick Advocaat. Kiedyś dawali twarz sukcesom, ale w ostatnim czasie nawet oni nie potrafili zaradzić kryzysowi kadry. Teraz odcinają kupony od sławy.