18 tysięcy kibiców na trybunach (chętnych było kilka razy więcej), a wśród nich były i obecny prezes PZPN Zbigniew Boniek i Cezary Kulesza. Wytęskniony piłkarski klasyk wrócił do kalendarza w uroczystej oprawie.
W latach 90. Widzew toczył z Legią zacięte boje o mistrzostwo Polski. Potem już tylko przyglądał się, jak odwieczny rywal sięga po kolejne tytuły. Nie wygrał z nim od 2000 roku. W piątek chciał przerwać złą serię, ale mimo dużej determinacji się nie udało.
Czytaj więcej
Po dziewięciu latach starzy rywale znów zagrają o ligowe punkty. Piątkowy mecz w Łodzi chciało obejrzeć nawet 60 tys. kibiców.
Legia jeszcze przed przerwą wykorzystała dwie okazje. Prowadzenie precyzyjnym strzałem przy słupku dał Mattias Johansson, na 2:0 podwyższył Bartosz Kapustka po efektownej akcji drużyny. Kiedy wydawało się, że jeszcze będą emocje, sędzia Szymon Marciniak, po interwencji VAR, nie uznał gola Patryka Stępińskiego z powodu minimalnego spalonego. Trzeba było na chwilę przerwać mecz, bo z trybun poleciały różne przedmioty. Sytuację udało się opanować, piłkarze wrócili na murawę, Widzew doczekał się nawet bramki w końcówce (Patryk Lipski), zabrakło jednak czasu, by doprowadzić do wyrównania.
Legia awansowała na pozycję wicelidera, Widzew w tabeli jest 12.