To ma być wyjątkowy moment, bo ligowej rywalizacji w Ukrainie nie było od grudnia. Rosyjskie rakiety spadły na ukraińskie miasta, gdy piłkarze szykowali się do startu rundy wiosennej Premier Lihi. Rozgrywki najpierw zawieszono w nadziei, że sytuacja ulegnie poprawie, ale po dwóch miesiącach kluby ustaliły, że nie ma warunków, by dokończyć sezon. Tytułu mistrzowskiego nie przyznano, żadna z drużyn nie spadła, a miejsca w europejskich pucharach zostały przydzielone według ówczesnej kolejności w tabeli (po rozegraniu 18 z 30 kolejek).
Pucharowicze skorzystali z polskiej gościnności. Szachtar Donieck rywali w fazie grupowej Ligi Mistrzów podejmować będzie w Warszawie na stadionie Legii, Dynamo Kijów walkę o Champions League rozpoczęło przed tygodniem na nowym obiekcie ŁKS w Łodzi. W tym mieście miała grać też Zoria Ługańsk, ale przeciwników w eliminacjach Ligi Konferencji przyjmie jednak w Lublinie.
Do powrotu futbolu na stadiony (data jest nieprzypadkowa – 23 sierpnia to ukraiński Dzień Flagi) namawiał właścicieli klubów sam prezydent Wołodymyr Zełenski
Łódź była również domem reprezentacji Ukrainy podczas czerwcowej Ligi Narodów. Padały propozycje, by Polska (lub Turcja) gościła także Premier Lihę, ale choć działania wojenne nie ustały, ukraińskie władze chcą, by tam, gdzie to możliwe, życie powoli wracało do normalności. Futbol nie jest dziś rzeczą najważniejszą, ale pozwala oderwać ludziom myśli od trudnej codzienności. Ma być też wyraźnym manifestem, że Ukraina się nie poddaje.
– To bardzo ważne, by wznowić rywalizację w piłce oraz innych dyscyplinach. Ukraińskiego sportu i woli wygranej na wszystkich frontach nie da się powstrzymać. Nieustannie udowadniamy, że jesteśmy narodem zwycięzców – podkreśla minister sportu Wadym Hutcajt (mistrz olimpijski w szabli z igrzysk w Barcelonie 1992).