Robert Lewandowski rozpoczął mecz od dwóch spalonych i kilku gestów niezadowolenia. Kiedy jednak Piotr Zieliński podał do Sebastian Szymańskiego, a ten w ułamku sekundy zagrał prostopadle do kapitana w sposób zdradzający najwyższy poziom futbolowego wtajemniczenia, napastnik się nie pomylił. Doskonale opanował piłkę, uderzył obok bramkarza.
Objęliśmy prowadzenie, choć Belgowie w pierwszej połowie poczynali sobie pod bramką Bartłomieja Drągowskiego jak na placu zabaw. Dużo miejsca miał Kevin de Bruyne, więc rozwinął skrzydła. Piłkarz Manchesteru City regularnie przeszywał podaniami naszą obronę, a już w czwartej minucie po jego zagraniu Michy Batshuayi trafił w słupek.
Lewandowski strzelił gola po dobrym rozegraniu rzutu z autu, ale przed przerwą najgroźniejsi byliśmy w momentach przejściowych. Polacy po utracie piłki atakowali rywali, którzy mieli problemy z rozegraniem piłki pod pressingiem. To zrodziło kilka szans, ale żadnej nie udało się zamienić w akcję bramkową, a Belgowie w drugiej połowie grali już uważniej.
Czytaj więcej
Jeśli ktoś uwierzył, że mamy już reprezentację, to po środowym wieczorze będzie musiał zmienić zdanie. Przegraliśmy z Belgią 1:6, bo zagraliśmy bardzo słabo. Nowy trener musi zmieniać reprezentację - to oczywiste, bo zawodnicy się starzeją. Ale akurat ci najstarsi zagrali na zwykłym poziomie, a młodzież, która ma ich zastąpić nie zdała egzaminu.
Gol Lewandowskiego jakby ich oprzytomnił, wyrównali jeszcze przed przerwą. De Bruyne uciekł Szymonowi Żurkowskiemu, jego strzał odbił Drągowski, ale zabrakło asekuracji. Axel Witsel tak huknął z linii pola karnego, że bramkarz nie miał szans. Nasz golkiper i tak był czołową postacią drużyny. Grał pewnie, imponował refleksem. Momentami był jednak bezradny.