Często pan pali cygara? W sieci można znaleźć zdjęcie, jak w ten sposób świętuje pan awans do Ekstraklasy...
Takie sytuacje mogę policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli to nie był pierwszy raz, to co najwyżej drugi w życiu, jednak okazja była szczególna. Wszyscy w Kielcach się cieszyli. Mnóstwo ludzi podchodziło, żeby mi pogratulować, ktoś chciał zdjęcie. Dotarcie do zawodników zajęło mi dużo czasu, ale to było przede wszystkim ich święto. Po awansie wielu z nich automatycznie przedłużyły się kontrakty, więc walczyli też o swoją przyszłość. Ja już mam swoje lata i nie będę skakał jak młodzieniaszek, chociaż dałbym radę. Poczułem ulgę, bo wiem, jakie były oczekiwania i jaka odpowiedzialność na mnie ciążyła. Przyszedłem do Kielc po to, żeby wywalczyć awans. A dziś już myślę o przygotowaniach do nowego sezonu.
Czytaj więcej
Trener Maciej Skorża zrezygnował z prowadzenia zespołu piłkarskiego mistrza Polski, Lecha Poznań
To prawda, że trudno było pana namówić na przyjście do Kielc?
Tak było, ale się zdecydowałem, przede wszystkim dzięki determinacji dyrektora sportowego Pawła Golańskiego. Rozmawiałem z zawodnikami, z Kamilem Kuzerą, który jest w sztabie, a znam go jeszcze z czasów poprzedniej pracy w Kielcach. Część osób odradzała mi pracę w I lidze i mieli rację, że to trudne rozgrywki. Na całe szczęście skończyło się po naszej myśli i do Kielc wróciła Ekstraklasa. Wiedziałem, jaka jest baza, na co uważać. Pracują w klubie ci sami ludzie, których tu spotkałem poprzednio, np. fizjoterapeuta czy kierownik drużyny. To zawsze była pomocna dłoń, podobnie jak Paweł Golański lub Kamil Kuzera. Ten awans jest też ich zasługą. Po końcowym gwizdku była ulga, u niektórych widziałem łzy radości.