Władze Lecha zrobiły niemal wszystko, żeby po siedmiu sezonach przerwy sięgnąć po tytuł. Klub już latem chwalił się rekordową listą płac i pierwszy raz wyłożył za piłkarza ponad milion euro, a zimą kupił jeszcze czołowego gracza ligi norweskiej Kristoffera Velde oraz wypożyczył dwóch zawodników aspirujących do gry w reprezentacji Polski: Dawida Kownackiego i Tomasza Kędziorę.
Kryzys przyszedł na początku roku. Lech z sześciu meczów wygrał dwa i stracił pozycję lidera. Podopiecznych Macieja Skorży w kompleksy mógł wpędzić Raków, który zwyciężał mecz za meczem i pokonał ich także w finale Pucharu Polski, ale na ostatniej prostej potknął się dwukrotnie. Zespół z Poznania wygrał tymczasem pięć ligowych spotkań z rzędu.
Derby nie był łatwe. Piłkarze Warty od początku byli aktywni: dobrze wychodzili spod pressingu, rozgrywali piłkę w środku pola, orbitowali wokół pola karnego Kolejorza. Minęło kilka minut, pod bramkę wpadł Milan Corryn, a spóźniony Mickey van der Hart złapał go za nogi. Tomasz Kwiatkowski zarządził rzut karny, który wykorzystał Michał Kopczyński. Ten gol rozdrażnił Lecha.
Wyrównał Joao Amaral, który wykorzystał stratę Warty i uderzył zza pola karnego w górny róg. Drugą bramkę tuż przed przerwą zdobył Mikael Ishak, który dołożył nogę do piłki wstrzelonej w pole karne przez Pedro Rebocho. Szwed jest na mecie sezonu dla Lecha polisą na życie. Tydzień temu to on błysnął instynktem i z trzech metrów strzelił zwycięskiego gola z Piastem Gliwice (2:1).
Ishak trafiał w czterech w pięciu ostatnich meczów i jest liderem klasyfikacji strzelców - on oraz Ivi Lopez z Rakowa strzelili po 18 goli. Lech za tydzień gra u siebie z Zagłębiem, po ostatnim gwizdku piłkarze z Poznania odbiorą mistrzowską paterę. Raków podejmuje Lechię Gdańsk. Czeka go korespondencyjna rywalizacja o drugie miejsce w tabeli z Pogonią Szczecin.