Dwa lata temu, w pierwszym pandemicznym sezonie, drużyny z Anglii i Hiszpanii poniosły klęskę. W półfinałach zagrały Paris Saint-Germain, Bayern, Olympique Lyon i RB Lipsk. Dziś zespoły z Premier League i Primera Division ponownie bawią się we własnym towarzystwie.
W ostatniej dekadzie mieliśmy dwa finały hiszpańskie i dwa angielskie, o trofeum walczyły ze sobą też Real i Liverpool. Powtórka sprzed czterech lat jest bardzo prawdopodobna, choć żaden scenariusz nie będzie zaskoczeniem. Nawet historyczny awans Villarrealu, który wyrzucił już za burtę Juventus i Bayern.
Asterix i Obelix
– Nie jesteśmy tu, by ludzie mogli powiedzieć, jacy jesteśmy fajni albo że pochodzimy z wioski takiej jak ta Asterixa i Obelixa. Mamy silny zespół i większe ambicje – zapowiada trener Villarrealu Unai Emery.
Pod wodzą Baska drużyna z 50-tysięcznego miasteczka pod Walencją nie poniosła jeszcze porażki w fazie pucharowej europejskich rozgrywek. Przed rokiem, w finale Ligi Europy, pokonała w Gdańsku Manchester United po zaciętej rywalizacji zakończonej dopiero w jedenastej serii rzutów karnych. To dzięki temu Villarreal zyskał przepustkę do Champions League, bo na krajowym podwórku zajął siódme miejsce.
Rodzinny klub budowany od ponad dwóch dekad przez hiszpańskiego miliardera Fernando Roiga, właściciela firmy ceramicznej Pamesa, nie pierwszy raz zadziwił świat. Do półfinału Ligi Mistrzów dotarł już w 2006 roku. Wówczas przegrał z Arsenalem, ale gdyby w ostatnich minutach rewanżu Juan Roman Riquelme wykorzystał jedenastkę i doprowadził do dogrywki, może Villarreal nie musiałby tak długo czekać na trofeum.