To był wyjątkowy mecz i chyba takiego kibice w stolicy nie pamiętają. Stadion przy Łazienkowskiej był głośny i rozświetlony, jak zawsze, kiedy gra Legia, ale ożywiał się najbardziej, kiedy groźne sytuacje stwarzali goście z Ukrainy. Dla odmiany trybuny milczały, kiedy przed pierwszym gwizdkiem z głośników płynął „Sen o Warszawie”, a później spiker po ukraińsku wyjaśniał, co to za piosenka. Na trybunach i pod stadionem dominował język ukraiński. Nie miał jej w dodatku kto śpiewać, bo najbardziej zagorzali kibice zbojkotowali mecz, oskarżając właścicieli klubu o prorosyjskie sympatie.
Byli starsi i młodsi kibice, wielu w narodowych, niebiesko-żółtych barwach. Może jeszcze wrócą na Łazienkowską, bo na pewno przez jakiś czas jeszcze w Warszawie zostaną, a im więcej czasu tutaj spędzą, tym bardziej będą próbowali żyć normalnie. Dla nich to było ważne doświadczenie - na 90 minut mieli szansę zapomnieć o wojnie.
Czytaj więcej
Niezwykły mecz. Z kilkunastu tysięcy ludzi, którzy przyszli we wtorek na Łazienkowską większość stanowili Ukraińcy. Z żółto-niebieskimi chorągiewkami w rękach lub owinięci flagami. Dziewczyny, chłopcy za młodzi żeby walczyć, wiele dzieci w szalikach Legii. Niektórzy wracali razem do domów, które znaleźli w Polsce i z nowymi przyjaciółmi przyszli na mecz.
Gdyby nie wojna, piłkarze Dynama na pewno nie przyjechaliby w kwietniu do Warszawy. Nie mogą grać na Ukrainie, więc jeżdżą po Europie, rozgrywając mecze, z których dochód zostanie przeznaczony na pomoc uchodźcom. Spotkanie z Legią było pierwsze. Ważniejsze od tego, co działo się na boisku było przesłanie „Nigdy więcej wojny” i zebrane pieniądze. Przed pierwszym gwizdkiem wystąpiły gwiazdy ukraińskiej sceny muzycznej, a chór w ludowych strojach wykonał hymny polski i ukraiński. Chwilę potem piłkarze zaczęli grać i od razu dało się zauważyć, po czyjej stronie są większe umiejętności. Minęły ledwie trzy minuty, a Witalij Bujalski pokonał Macieja Kikolskiego.
Pewnym usprawiedliwieniem dla Legii na pewno było to, że drużyna grała w rezerwowym składzie. Trener Aleksandar Vuković zapowiadał, że da szansę rezerwowym, więc parę środkowych obrońców tworzyli Mateusz Hołownia i Joel Abu Hanna, którzy nigdy w takim zestawieniu nie występowali. Kapitanem był Ukrainiec Ihor Charatin, który w meczach ligowych rzadko wstaje z ławki rezerwowych. Na lewym skrzydle biegał Benjamin Verbić, który jesienią grał w Dynamie, a wiosnę spędza w Legii. Słoweniec bardzo mocno przeżywa to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą i już wcześniej wspierał Ukraińców.