Jeśli ktoś miał jeszcze nadzieję, że del Bosque zmieni decyzję i przedłuży kontrakt, musiał ją w poniedziałek ostatecznie porzucić. Selekcjoner, który zdobył z Hiszpanami mistrzostwo świata (2010) i Europy (2012), spotkał się z prezesem federacji Angelem Marią Villarem, by złożyć rezygnację i załatwić wszelkie formalności.
Na stanowisku pozostanie do końca lipca, ale reprezentacja w tym czasie nie rozegra żadnego meczu, więc na końcu CV trenera będzie już zawsze widniała porażka w 1/8 finału z Włochami. Od 2008 r. del Bosque prowadził drużynę Hiszpanii w 114 meczach, z których tylko 17 przegrał. To była złota epoka hiszpańskiego futbolu, a trenowanie kadry wydawało się najprzyjemniejszym zajęciem świata.
Pierwsze rysy pojawiły się po klapie na mundialu w Brazylii, gdy obrońcy trofeum nie wyszli z grupy. We Francji takiej katastrofy udało się uniknąć, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że coś się w tym zespole wypaliło. Prasa pisała o grupie zakochanych w sobie arystokratów, brakowało głodu sukcesu, nastroje dalekie były od idealnych.
Burzę wywołał Pedro, twierdząc, że nie widzi sensu przyjeżdżać na zgrupowania, by robić atmosferę. Z rolą rezerwowego nie potrafił się też pogodzić Iker Casillas. Kilka dni temu głośno było o tym, że del Bosque pożegnał się ze wszystkimi zawodnikami, tylko nie z doświadczonym bramkarzem. Konflikt został podobno zażegnany, a dowodem ma być wspólne zdjęcie obu panów opublikowane na twitterowym koncie Casillasa z podpisem: „25 lat razem i wiele przed nami. Powodzenia, trenerze".
65-letni del Bosque nie wybiera się na emeryturę. Przyjął ofertę pracy w hiszpańskim związku. W jakiej roli? To na razie tajemnica, która ma się wyjaśnić w ciągu najbliższych tygodni. Kto zostanie jego następcą i poprowadzi drużynę w eliminacjach mundialu 2018? Kandydatów jest wielu, ale to nie są głośne nazwiska (poza Rafą Benitezem). Wśród faworytów wymienia się m.in. Joaquina Caparrosa, byłego trenera Athletiku Bilbao i Sevilli.