Relacja z Astany
Droga reprezentacji Polski na mundial w Rosji prowadzi przez Kazachstan. Geograficznie nie jest to najkrótsza droga, jednak piłkarsko - znacznie wygodniejsza, niż na przykład przez Londyn czy Madryt. Polacy przyjechali do Astany, jako ćwierćfinaliści Euro i zespół, na którego piłkarzy wielkie europejskie kluby wydały tego lata ponad sto milionów euro. Pewni swego mówili, że nie muszą znać wszystkich rywali z imienia i nazwiska, bo wystarczy, że skoncentrują się na sobie.
Miało być łatwo, lekko i przyjemnie. Nie było. Bardziej niż rywali, Polacy obawiali się sztucznej nawierzchni. Tępej i suchej, bo chociaż stadion jest nowoczesny i ma raptem siedem lat, nie zainstalowano tu systemu nawadniania. Przyczyna jest prosta - zimą temperatura spada tu nawet poniżej 40 stopni, a tego nie wytrzymałaby żadna instalacja. Poza tym boisko nie zostało odpowiednio przygotowane do gry, było gorszej jakości, od tych, jakie w Polsce mamy na Orlikach.
Właśnie przez to w pierwszym składzie w Astanie zabrało Michała Pazdana, który ostatni trening zakończył z lekkim urazem. Obok Kamila Glika wystąpił Bartosz Salamon. Miejsce w podstawowej jedenastce odzyskał także nieobecny z powodu kontuzji podczas Euro Maciej Rybus.
Największe sukcesy reprezentacji Kazachstanu w czterech ostatnich eliminacjach to pokonanie Andory, Wysp Owczych, Azerbejdżanu i Łotwy. Trener Tałgat Bajsufinow dzień przed meczem zarzekał się, że remis z Polską go nie interesuje, a jego drużyna w końcu ma wejść na ścieżkę zwycięstw, poza tym w niedzielę obchodził 48 urodziny i liczył na prezent. Polscy piłkarze w pierwszej połowie nie zamierzali jednak uczestniczyć w tej imprezie i jak nieproszeni goście ją zepsuli.