Wyjazd do Lizbony, gdzie oczekuje już Sporting, nie wywołuje oczywiście takiej gorączki jak spotkania z Borussią Dortmund czy Realem Madryt. Wicemistrz Portugalii był wszak losowany z trzeciego koszyka i chociaż oczywiście to znana w całej Europie firma, to jednak kibice nie wymawiają tej nazwy z wypiekami na twarzy.
A jednak klub ze stolicy – który od kilku dobrych lat prowadzi wzmożoną kampanię informacyjną, by nie nazywać go jak się utarło „Sportingiem Lizbona", gdyż pełna nazwa brzmi Sporting Clube de Portugal – to nie jest łatwy i przyjemny rywal, szczególnie dla desperacko próbującej wygrzebać się z kryzysu Legii.
W pierwszej kolejce LM drużyna prowadzona przez Jorge Jesusa grała w Madrycie na Santiago Bernabéu i do 89. minuty prowadziła z Realem 1:0. Strata dwóch goli w dwie minuty kosztowała ich trzy punkty, a także 1,5 miliona euro premii za zwycięstwo od UEFA. Mimo to Portugalczycy pozostawili po sobie więcej niż tylko dobre wrażenie.
Sporting ma jedną z najlepszych akademii w Portugalii, a być może i w Europie. To stąd w świat ruszali tej klasy zawodnicy co Cristiano Ronaldo czy poprzedni idol portugalskich kibiców Luis Figo. To szkółka w Lizbonie ukształtowała Ricardo Quaresmę, Naniego, czy Simao Sabrosę. Wychować i z wielkim zyskiem sprzedać, bo przecież nie sposób utrzymać tej klasy zawodników w lidze portugalskiej.
Jednocześnie jednak Sporting jest klubem tranzytowym. Skauci i poszukiwacze talentów tropią po całym świecie diamenty do oszlifowania. Liga portugalska jest świetnym przystankiem dla zawodników z Ameryki Południowej, przez wzgląd na język i kolonialne konotacje szczególnie dla Brazylijczyków, przed próbą podbicia Europy.