Brzmi to jak truizm, ale mecz z Danią rozstrzygnie się w środku pola. Przy systemie gry sobotniego rywala trzeba się liczyć z tym, że w środku boiska to Skandynawowie będą mieli zazwyczaj większą liczbę piłkarzy. Największym problemem Adama Nawałki będzie zestawienie linii pomocy.
Chociaż selekcjoner podczas niedzielnej konferencji prasowej zapewniał, że jego drużyna nie jest niewolnikiem jednego stylu gry, że opracowanych jest kilka wariantów, w tym taki, w jakim wyjdą na mecz w Warszawie Duńczycy, czyli z trzema obrońcami, to jednak jest też oczywiste, że zmian nie będzie.
Nawałka jest zwolennikiem gry z dwoma napastnikami i czterema pomocnikami. Nie ma zresztą powodu, by coś zmieniać, to właśnie w tym ustawieniu reprezentacja rozgrywała najlepsze mecze.
Pewne jednak też jest, że drugi z atakujących, Arkadiusz Milik, będzie musiał odgrywać rolę, w jakiej poznaliśmy go podczas Euro 2016. W fazie ataku będzie klasycznym napastnikiem, ale gdy drużyna będzie się bronić albo walczyć o odzyskanie piłki, Milik będzie musiał pełnić funkcję pomocnika. Tak samo zazwyczaj bardzo ofensywnie zorientowani skrzydłowi będą mieli dużo zadań defensywnych. Tylko w ten sposób zespół Nawałki będzie mógł zneutralizować przewagę Duńczyków w środku pomocy.
Kozioł ofiarny
Spotkanie z Danią będzie dla Milika zresztą niezwykle istotne. Po Euro wśród wielu polskich kibiców utrwalił się obraz napastnika przede wszystkim nieskutecznego. Który seryjnie marnuje łatwe okazje do zdobycia bramek. Obrazu dopełniło spotkanie z Kazachstanem, gdy atakujący Napoli trafił raz w słupek, a drugi raz w poprzeczkę. Gola nie zdobył. Polski internet, w którym szyderstwo, nienawiść i dowcip wyjątkowo niskich lotów jest na porządku dziennym, natychmiast uczynił z Milika kozła ofiarnego.