– Prędzej E.T. wyląduje na Piccadilly Circus, niż obronimy tytuł – stwierdził przed startem sezonu Claudio Ranieri. Włoch, choć poprowadził Leicester do pierwszego w historii klubu mistrzostwa Anglii, twardo stąpa po ziemi i powtarza, że priorytetem jest zdobycie 40 punktów, co pozwoli na utrzymanie w Premier League. W dziesięciu kolejkach jego piłkarze wypełnili nieco ponad jedną czwartą planu (12 pkt), co daje im dopiero 11. miejsce w tabeli. Ale na europejskich salonach radzą sobie nadspodziewanie dobrze.
To prawda, że los oszczędził im rywalizacji z gigantami, a grupa przypomina bardziej tę z Ligi Europy, ale z zespołami pokroju Porto też trzeba umieć wygrywać. W trzech meczach Lisy nie straciły jeszcze punktu ani gola, do awansu może wystarczyć im dziś nawet remis w Kopenhadze (jeśli Porto nie pokona Club Brugge).
– Uważam, że są w stanie zajść naprawdę daleko – przekonuje sir Alex Ferguson. – Podoba mi się ich polityka transferowa. Kupują głodnych sukcesu zawodników. Leicester to dobry przykład dla innych klubów, także tych z Championship (druga liga angielska – red.).
Szkoda, że w całej tej opowieści piłkarze Leicester Marcin Wasilewski i Bartosz Kapustka są na razie jedynie widzami.
Reprezentantów Polski na boiskach LM w środowy wieczór jednak nie zabraknie, a Łukasz Piszczek może przyłożyć nogę do awansu Dortmundu. Warunek: wygrana ze Sportingiem. Byłaby ona jak plaster na rany z Bundesligi. Cztery mecze bez zwycięstwa to najgorsza seria za kadencji Thomasa Tuchela, oczywiście nie bez wpływu jest plaga kontuzji, jaka w krótkim czasie spadła zespół.