Sędzia Enrique Caceres najpierw wskazał na środek boiska, zaliczając gola Cristiano Ronaldo, by po chwili jednak zasygnalizować spalonego. Portugalczyk, który już przyjmował gratulacje od kolegów, skonfundowany patrzył na arbitra, który porozumiewał się ze swoimi asystentami za pomocą zestawu słuchawkowego.
Piłkarze Club America – rywala Realu Madryt w półfinale klubowych mistrzostw świata – otoczyli sędziego równie skonsternowani, co Ronaldo. Caceres w końcu podbiegł do stojącej przy linii bocznej kabiny z monitorami, obejrzał sytuację na powtórce, wziął piłkę pod pachę i sam zaniósł na środek. Dopiero wtedy kibice, piłkarze obu zespołów i telewidzowie zrozumieli, że gol Ronaldo został uznany.
– Nie podoba mi się ten system – mówił pomocnik Realu Luka Modrić. – Wprowadza zamieszanie. Mieliśmy spotkanie, podczas którego tłumaczono nam, jak działa, ale nie słuchałem uważnie, gdyż mam nadzieję, że ten eksperyment nie będzie kontynuowany – mówił Chorwat reporterom hiszpańskiej gazety „As".
Lepiej, by Modrić kurs szybko powtórzył i tym razem słuchał uważanie, bo FIFA i jej nowy prezydent Gianni Infantino wprowadzenie technologii wideo mają wypisane na sztandarach i raczej się nie cofną. Mimo że faktycznie eksperyment z sędziami wideo przeprowadzony w trakcie klubowych MŚ nie przebiegł gładko.
System VAR (video assistant referee) jest oczkiem w głowie szefostwa światowej piłki. Dodatkowy sędzia (w trakcie klubowych MŚ nawet trzech) siedzi w kabinie, gdzie ma dostęp do kilku monitorów pokazujących mecz z każdej kamery. Są w stałym kontakcie z głównym arbitrem biegającym po boisku.