Trzech przyjaciół
Było już grubo po północy, zaczynał się 1 lipca 2016 roku, gdy reprezentanci Polski powoli przechodzili przez strefę wywiadów w podziemiach stadionu Velodrome w Marsylii. Większość zawodników Adama Nawałki trzymała się prosto, nie ukrywali smutku i rozczarowania, że ich przygoda na Euro skończyła się w ćwierćfinale po rzutach karnych przeciwko Portugalii. Jako jeden z ostatnich do dziennikarzy wyszedł Łukasz Fabiański. Bramkarz zaczął udzielać wywiadu, ale widać było, że targają nim emocje, a jego oczy robiły się coraz bardziej czerwone, coraz szybciej musiał przełykać ślinę i coraz mocniej zaciskać zęby. W końcu jednak tama puściła, a Fabiański zaczął płakać.
Bramkarz miał do siebie ogromne pretensje, że w dwóch seriach jedenastek (ze Szwajcarią w 1/8 finału i z Portugalią) nie był w stanie obronić chociażby jednego rzutu karnego. Mówił, że w najważniejszej chwili nie pomógł drużynie. Tymczasem właśnie on był jednym z największych bohaterów Euro. Przeciwko Szwajcarii rozegrał kapitalny mecz, to w dużej mierze dzięki jego interwencjom Polacy w ogóle się w ćwierćfinałach znaleźli. A jednak w tamtej chwili był dla siebie wyjątkowo surowy.
Drużynę Nawałki od strefy medalowej dzielił jeden rzut karny – tym, który jedenastki nie wykorzystał, był Jakub Błaszczykowski. Drugi obok Fabiańskiego bohater turnieju. Autor dwóch goli – przeciwko Ukrainie i Szwajcarii – a także asysty w meczu z Irlandią Północną przy bramce Arkadiusza Milika. I w najważniejszym momencie akurat jemu powinęła się noga.
Było coś bajkowego w tym, że najważniejszymi postaciami Polski na Euro była trójka przyjaciół, którzy znają się doskonale z czasów jeszcze juniorskich – Fabiański, Błaszczykowski oraz Łukasz Piszczek. Zaprzyjaźnili się w reprezentacji do lat 19 Andrzeja Zamilskiego. Skrzydłowy i prawy obrońca przez lata grali wspólnie w Borussii Dortmund, gdzie ich kontakty wykraczały daleko poza boisko. Przed mistrzostwami wszyscy byli nieco w cieniu największych gwiazd. Błaszczykowski miał kłopoty we Fiorentinie, nie grał, były poważne obawy co do jego formy na mistrzostwach. Fabiański, mimo że w drugiej części eliminacji do Euro był podstawowym bramkarzem, w pierwszym meczu turnieju musiał ustąpić miejsca między słupkami Wojciechowi Szczęsnemu. Dopiero uraz zawodnika Romy w inauguracyjnym spotkaniu z Irlandią Północną sprawił, że wszedł do bramki. Mniej także mówiło się o Piszczku, chociaż akurat jego pozycja w drużynie była niepodważalna. Trójka przyjaciół została więc dość niespodziewanie trójką bohaterów tego najlepszego od mistrzostw świata w 1982 roku turnieju dla Polaków.
Powitanie na Okęciu
Piłkarze byli tak zawiedzeni odpadnięciem w ćwierćfinale, że nie zostali nawet kolejnego dnia we Francji, mimo iż wymagały tego przepisy UEFA. Rządowym samolotem, który został specjalnie po nich przysłany, wrócili do Polski, a na Okęciu czekali na nich kibice. Zawodnicy niezbyt przychylnie patrzyli na tę ceremonię. Uważali, że na nią nie zasłużyli, ich ambicje sięgały bowiem dalej niż ćwierćfinał.