Kontuzja barku, której Robert Lewandowski doznał w sobotnim spotkaniu z Borussią Dortmund, może być poważniejsza, niż się początkowo wydawało. Po ostatnim gwizdku as Bayernu zapewniał, że będzie gotowy na Real, ale kolejne dni przyniosły sporo niepewności.
Ból nie ustępował. W niedzielę Polak pojawił się razem z kolegami na siłowni, w poniedziałek ćwiczył indywidualnie, we wtorek próbował trenować z drużyną, ale zajęcia zakończył po 20 minutach. Lekarze robią, co mogą, by w środę wieczorem wyszedł na boisko. Decyzja ma zapaść w ostatniej chwili.
– Nie sądzę, żeby to była psychologiczna gra Bayernu – mówi „Rzeczpospolitej" Radosław Gilewicz, były napastnik reprezentacji Polski, komentujący mecze Bundesligi w Eurosporcie. – Znam dobrze Roberta i miałem okazję z nim rozmawiać. Chce koniecznie wystąpić, ale z barkiem nie ma żartów, sam to przerabiałem. Ryzyko pogłębienia urazu jest bardzo duże. Jeśli miałby wypaść na kilka tygodni, to nie ma sensu. Lepiej, żeby się wyleczył i był gotowy na rewanż. Spotkanie na Santiago Bernabeu będzie równie ważne, bo Bayern nie zwykł u siebie przegrywać.
Gilewicz nie podziela zdania Maika Barthela. Niemiecki agent Lewandowskiego w wywiadzie dla „Bilda" zasugerował, że piłkarze Borussii „chcieli wykończyć Polaka wszelkimi możliwymi sposobami". – Marc Bartra zawsze gra agresywnie, wręcz brutalnie. Nie można powiedzieć, że skupił się wyłącznie na polowaniu na Roberta, który zresztą w każdym meczu jest atakowany bez pardonu i nigdy się nie oszczędza. Bez względu na klasę przeciwnika – przypomina Gilewicz.
W Madrycie informacjom na temat zdrowia Lewandowskiego przysłuchują się ze szczególną uwagą. Od kiedy polski napastnik, jeszcze w barwach Borussii, strzelił Realowi cztery gole, jego nazwisko na Santiago Bernabeu wzbudza szacunek i strach. A prezes Florentino Perez transfer Lewandowskiego postawił sobie za punkt honoru.