Według niej pod listem mieli podpisać się przedstawiciele Arabii Saudyjskiej, Jemenu, Mauretanii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Bahrajnu i Egiptu. Kraje te wezwały Międzynarodową Federację Piłkarską do skorzystania z art. 85 Kodeksu FIFA, według którego można odebrać prawo gospodarza turnieju w nagłych przypadkach.
- Prezydent FIFA nigdy nie otrzymał takiego listu, dlatego nie ma mowy o żadnym komentarzu - odniósł się do sprawy rzecznik prasowy FIFA. Jak dodał, centrala jest w stałym kontakcie z lokalnym komitetem organizacyjnym oraz spółką odpowiadającą m.in. za przygotowanie stadionów i innej infrastruktury na potrzeby mundialu za pięć lat.
Wybór arabskiego kraju, jednego z najbogatszych na świecie, od początku wywoływał kontrowersje. Obserwatorzy podkreślali, że katarscy szejkowie mogli kupić sobie organizację mundialu. Krytykowano pomysł rozgrywania turnieju latem w kraju, w którym temperatury przekraczają wówczas 40 stopni Celsjusza i ostatecznie FIFA zdecydowała się go przesunąć na listopad-grudzień.
Kontrowersje wzbudzały także warunki, w jakich budowane są katarskie stadiony. Organizacje broniące praw człowieka wielokrotnie alarmowały, że władze wykorzystują robotników. Brytyjski dziennik "The Guardian" szacował w 2013 r., że do mundialu na budowach stadionów może zginąć nawet 4 tys. osób. Przez trzy lata od przyznania Katarowi organizacji na tamtejszych budowach miało ponieść śmierć ponad tysiąc robotników.
Napięta sytuacja w rejonie Zatoki Perskiej utrzymuje się od 5 czerwca. Wtedy to Arabia Saudyjska zerwała stosunki dyplomatyczne z Katarem, oskarżając go m.in. o wspieranie terroryzmu oraz nadmierne zbliżenie z Iranem. W ślad za Rijadem poszły Egipt, Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Kraje te zablokowały połączenia lotnicze, morskie i lądowe z emiratem.