Obydwie miały związek ze stanem boisk. Angielskie były gorsze, często stały na nich kałuże, w których zatrzymywała się piłka, więc łatwiej było je ominąć górą. Na szkockich, przystrzyżonych, suchych i częściej zmrożonych, można było stosować krótkie podania od nogi do nogi, co wymagało lepszej techniki, szybkości i zwrotności zawodników.
Na wyniki to się nie przekładało. Raz wygrywali Anglicy, raz Szkoci. Reprezentacja Anglii do dziś pozostała przy archaicznym stylu sprzed ponad stu lat i dlatego nie odnosi sukcesów. Tiki taka to rozwinięcie stylu szkockiego i wszelki komentarz jest zbyteczny.
W historii polskiej piłki istnieje coś takiego jak szkoła krakowska. Kiedy w początkach XX wieku wszędzie na terenach dzisiejszej Polski kopano piłkę byle dalej i biegano za nią, piłkarze Cracovii i Wisły ją pieścili. Do stylu szkockiego dodali coś od Czechów, Węgrów, Austriaków i norymberczyków. Ludzie przychodzili na stadiony, bo miło się to oglądało, a o co chodzi w piłce, jak nie o przyjemność.
Tak sobie o tym myślałem, oglądając kolejną „świętą wojnę" w wykonaniu „Białej Gwiazdy" i „Pasów".
Taki mecz o mistrzostwo Polski jest wartością samą w sobie, bo stanowi dowód ciągłości historycznej.