Remis 1:1 z reprezentantem Mołdawii, w meczu u siebie, to wynik dla mistrza Polski jednak wstydliwy. Legia oczywiście wciąż może jeszcze awansować, ale gwizdy, które usłyszeli piłkarze po zakończeniu meczu niestety są uzasadnione. Dwumecz z Sheriffem Tyraspol to przecież tak naprawdę walka o uratowanie sezonu. Legia tak planuje budżet, że ma założony udział w fazie grupowej Ligi Europy, a właściciel i prezes klubu Dariusz Mioduski już niedawno mówił, że będzie musiał zasypywać z własnej kieszeni dziurę, która zrobiła się w finansach po poprzednim sezonie. Brak awansu byłby dla wszystkich w Warszawie odczuwalny.
Legia od początku sezonu gra w tempie jednostajnym nieprzyspieszonym. W akcjach ofensywnych mistrza Polski trudno o jakiekolwiek zaskoczenie przeciwnika, wszystko jest schematyczne i przewidywalne. Większość meczów drużyny Jacka Magiery w tym sezonie wyglądało dokładnie tak samo. Tyle że o ile na ostatniego w lidze i pozostającego po pięciu kolejkach wciąż bez zwycięstwa Piasta Gliwice taka gra może wystarczać, to już na europejskie granie, nawet z drużynami bardzo przeciętnymi – a takimi przecież są i FK Astana, z którą Legia przegrała rywalizację o Ligę Mistrzów, i Sheriff Tyraspol –okazywało się jednak zbyt mało.
To Legia była w czwartkowy wieczór drużyną lepszą, miała przewagę, szczególnie w drugiej połowie, gdy przybysze z Naddniestrza już tylko właściwie ograniczali się do dalekich wybić piłki w stronę osamotnionego Ziguya Badibangi, a atak pozycyjny stawał się dla nich złem koniecznym. Co jednak z tego skoro zawodnicy Magiery nie byli w stanie stworzyć sobie właściwie żadnej klarownej sytuacji.
Nowy napastnik Armando Sadiku był właściwie przez całe spotkanie kompletnie na boisku niewidoczny. Nie dostawał podań, nie potrafił przytrzymać piłki i poczekać na partnerów. Większość ataków piłkarzy mistrza Polski kończyła się na nieudolnych próbach dryblingów i stratach. Akcji zespołowych, gdy jakąś kombinacją podań zawodnicy Legii próbowaliby wymanewrować obronę Sheriffa było jak na lekarstwo.
Dopiero kwadrans przed końcem, gdy goście z Mołdawii mogli już poczuć się jakby nie groziło im żadne niebezpieczeństwo, gola zdobył Kasper Hamalainen. To czwarte trafienie Fina w tym sezonie i dzięki niemu zrównał się z w wewnętrznej klasyfikacji strzelców z Michałem Kucharczykiem.