W Legii mają doskonale przećwiczony scenariusz, w którym z chaosu i – wydawało się – niemożliwego do ogarnięcia kryzysu rodzi się coś wielkiego. Tak naprawdę w trwających rozgrywkach mamy niemal idealną powtórkę sprzed roku i w mniejszym stopniu sprzed dwóch lat.
Czyli najpierw fatalny pod niemal każdym względem początek sezonu, problemy nie tylko na boisku, ale również z kibicami oraz w gabinetach, wymiana trenera i ekspresowe odrabianie strat. Poprzedni sezon był kulminacją – z jednej strony sukcesy sportowe były większe niż na co dzień – wszak Legia awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów – a z drugiej bałagan wokół klubu był też większy niż zazwyczaj. Zamieszki kibiców na meczu z Borussią Dortmund, zamknięcie obiektu na spotkanie z Realem Madryt. Przede wszystkim jednak konflikt właścicieli, który doprowadził do tego, że mistrz Polski jest dziś wyłącznie w rękach Dariusza Mioduskiego, który spłacił wspólników i przejął ich udziały. Fakt, że Jacek Magiera, zatrudniony w miejsce Besnika Hasiego, zdołał odrobić 12 punktów straty i zdobyć mistrzostwo, zakrawał niemal na cud.
W tym sezonie scenariusz jest niemal identyczny, z niezwykle jednak ważnym odstępstwem. W tym roku europejskich pucharów nie ma bowiem w Warszawie w ogóle. Magiera został zwolniony, w jego miejsce przyszedł Romeo Jozak, który tym samym po raz pierwszy w karierze dostał do poprowadzenia zespół seniorów. Problemów wokół klubu wciąż mnóstwo – kibice odwrócili się od drużyny, która nie wywalczyła przepustki do Europy, i póki kończyło się to na szyderstwach z trybun i braku dopingu, wszystko było w porządku. Po wysoko i bezdyskusyjnie przegranym meczu z Lechem (0:3) doszło jednak – jak powszechnie wiadomo – do rękoczynów. Zawodnicy zostali na parkingu pod stadionem pobici. Jakby tego było mało, w trakcie ostatniego spotkania ligowego z Górnikiem Zabrze fani z Żylety odpalili takie ilości rac, że mecz musiał być dwa razy przerywany, ponieważ dym przesłonił boisko.
Komisja Ligi ukarała Legię grzywną w wysokości 70 tysięcy złotych, a także zakazała wstępu na najbliższy mecz ligowy rozgrywany u siebie wszystkim kibicom, którzy na spotkaniu z Górnikiem zajmowali miejsca na Żylecie. Zorganizowane wyjazdy fanów warszawskiego klubu zostały wstrzymane aż do końca rundy zasadniczej. Ale Legia pokonała dotychczasowego lidera z Zabrza 1:0 i to drużyna Jozaka wskoczyła na pierwsze miejsce w tabeli.
A przecież po porażce z Lechem zespół z Warszawy miał już pięć punktów straty do klubu z Poznania, a sześć do Górnika. Od tamtej pory Legia wygrała kolejnych pięć spotkań w lidze (z Pucharem Polski to już seria sześciu meczów), Lech nie zdobył z kolei kompletu punktów w żadnym z nich i dziś to warszawianie mają już sześć punktów więcej niż drużyna Nenada Bjelicy.