Co pan sobie myślał, oglądając mecz z Węgrami?
Przez godzinę się męczyłem. W dodatku nie wyszedłem jeszcze całkiem z covidu i bałem się, że stan zdrowia może mi się pogorszyć. Ale potem było już nieźle, czuję się już znacznie lepiej.
A dlaczego pan się męczył? Denerwowałem się. Przede wszystkim nie byłem zwolennikiem zwolnienia Jerzego Brzęczka. Mnie go po ludzku szkoda, bo zdobył awans do finałów mistrzostw Europy, wprowadzał młodych zawodników. Robił, co mógł. A wytworzono wokół niego dziwną atmosferę. Więcej mówiło się o tym, kto go lubi, a kto nie, niż o jego pracy. Jak pan posłucha wypowiedzi zawodników, to tam nie słychać ulgi i radości z powodu zwolnienia.
Wystarczy, że jednemu się nie podobał...
Miałem wielu trenerów – w Polsce, Turcji, Hiszpanii, Francji, w USA. Jednych lubiłem, innych nie. Ale kiedy wychodziłem na boisko, starałem się grać jak najlepiej dla siebie i dla drużyny. Mam nadzieję, że teraz będzie tak samo. Jest zmiana, stało się, nic się nie kończy. Selekcjonerzy się zmieniają, a orzeł na koszulce jest wciąż ten sam.