To miał być przełomowy sezon dla klubu sponsorowanego przez szejków z Abu Zabi. Manchester City zachwycał swoją grą, strzelał mnóstwo bramek, przed ćwierćfinałami z Liverpoolem doznał tylko czterech porażek: jednej w lidze, jednej w Pucharze Anglii i dwóch w nieznaczących meczach Ligi Mistrzów. Perfekcyjna maszyna Guardioli mknęła jak ferrari po autostradzie, ale w kluczowym momencie rozbiła się o mur swoich marzeń.
Sytuacja powtarza się od kilku lat. Arabscy właściciele przyjmują nowych trenerów, spełniają ich wszystkie zachcianki, sprowadzając gwiazdy i płacąc im bajeczne pensje, a na końcu śmietankę i tak spijają inni. Trzy tytuły mistrza Anglii przez dziesięć lat, do tego Puchar Anglii, trzy Puchary Ligi i Tarcza Wspólnoty to stanowczo za mało, by zaspokoić ambicje przybyszów z Bliskiego Wschodu. Obsesją stał się podbój Europy.