W Poznaniu kibice mogą liczyć jednak na to, że przynajmniej pozbawią tytułu Legię. W ostatniej kolejce do stolicy Wielkopolski przyjeżdża przecież zespół trenera Deana Klafuricia i to Lech może zadecydować o tym, komu przypadnie mistrzostwo.
Aby jednak taki scenariusz się zrealizował droga jeszcze daleka. W niedzielę Legia gra u siebie z Górnikiem Zabrze (już tylko dwa punkty za Lechem), Jagiellonia jedzie do Lubina, a na koniec podejmie u siebie Wisłę Płock. Natomiast Lech jedzie jeszcze do Krakowa na spotkanie z Wisłą. Legia może zdobyć mistrzostwo już w niedzielę, ale tylko pod warunkiem, że zarówno Jagiellonia jak i Lech się potkną (maksymalnie zremisują). Równie dobrze piłkarzom Klafuricia może się jeszcze tytuł wymsknąć.
Tak jak niemal wymsknęło im się zwycięstwo w środowe popołudnie z Wisłą Płock. Legia, która grała bardzo przeciętny mecz, prowadziła już 2:0 po golach Cafu i wprowadzonego na boisko minutę przed zdobyciem bramki Michała Kucharczyka. Wydawało się, że piłkarze mistrza Polski bez żadnych problemów dowiozą wynik do końca. Nawet jeśli Wisła miała okazje bramkowe, to fenomenalnie (znów) bronił Arkadiusz Malarz. Nagle jednak w cztery minuty – 240 sekund – na stadionie przy Łazienkowskiej doszło do nieoczekiwanego zwrotu akcji. W 79. minucie gola kontaktowego zdobył Alan Uryga, 120 sekund później czerwoną kartkę dostał środkowy obrońca Legii Mauricio, a w 83 minucie na 2:2 strzelił Kamil Biliński. Grająca w osłabieniu Legia rzuciła się jednak do odrabiania strat a zwolenników teorii spiskowych niezwykle ucieszył Dominik Furman. Wychowanek klubu z Łazienkowskiej, obecnie zawodnik drużyny z Płocka, stracił piłkę tuż przed własnym polem karnym, sam z bramkarzem znalazł się Kucharczyk, trafił w słupek, ale piłka odbiła się wprost na stopę Cafu, który nawet niespecjalnie skontrolował futbolówkę, a ta wturlała się do siatki.
Ta ostatnia i decydująca akcja to dość dobra metafora tegorocznych zmagań w ekstraklasie. Szalenie ważna bramka, bardzo przybliżająca Legię do obrony tutułu, pada w niecodziennych okolicznościach po serii błędów i przypadku.
Kibice w Warszawie mieli więc ogromne emocje, fani w Poznaniu przeżyli niesamowite roczarnowanie i frustrację. Lech – który po sezonie zasadniczym był przecież liderem, który u siebie wygrywał wszystkie spotkania – przegrał z Jagiellonią. Goście z Białegostoku oddali dwa celne strzały – Cilian Sheridan w pierwszej połowie wykorzystał doskonałe ogranie Arvydasa Novikovasa, a w drugiej świetnym uderzeniem głową popisał się Bartosz Kwiecień. Da strzały – dwa gole.