Starcie w Tiranie toczyło się w nieustannym klinczu. Rywale nie grali tak błyskotliwie jak w Warszawie, ale sztukę dyscypliny opanowali na wysokim poziomie.
To nie był dobry mecz, dobrego mało kto się spodziewał. Odrzuciliśmy jednak rywali od bramki, pokazaliśmy futbol wyrachowany i dzięki skutecznej obronie oraz błyskotliwej akcji rezerwowych odnieśliśmy najważniejsze zwycięstwo za kadencji Paulo Sousy.
Trudno piać z zachwytu po wygranej nad 66. zespołem rankingu FIFA. Zwycięstwo smakuje lepiej, kiedy przypomnimy sobie, że w tych eliminacjach gola w Tiranie strzelili tylko Anglicy, a Polacy musieli stawić czoła nie tylko rywalom, ale także presji 20 tys. fanatycznych kibiców.
Czytaj więcej
Albańscy kibice nie potrafili się pogodzić z porażką i przerwali mecz z Polską, węgierscy bili się na Wembley z policją. FIFA zapowiada kary.
Jesień pokazała, że nasz zespół opanowuje sztukę wygrywania spotkań najtrudniejszych – prowadzonych, kiedy gra się nie klei, a na boisku jest niewiele piłki w piłce. Mecze z Hiszpanami (1:1) czy Anglikami (1:1) dodają skrzydeł, ale drużynę hartują zwycięstwa wykute w trudzie i znoju. Dokładnie takie, jak wygrana w Tiranie.