- Nie ma w naszej filozofii meczów, które traktujemy jako rozgrzewkę - zapewniał przed meczem selekcjoner Paulo Sousa, ale i tak solidnie potasował składem. Pierwszy raz za jego kadencji w pierwszej jedenastce reprezentacji zagrali Robert Gumny, Przemysław Płacheta i Kacper Kozłowski, ale jednocześnie od pierwszej minuty na Stadion Narodowy wybiegł Robert Lewandowski.
Czytaj więcej
W 57. minucie meczu z San Marino sędzia przerwał grę. Piłkarze obydwu drużyn utworzyli szpaler, przez który przeszedł ocierający łzy Łukasz Fabiański. 56 tysięcy widzów biło brawo na stojąco i skandowało nazwisko bramkarza. Tak 57-krotny reprezentant Polski żegnał się z drużyną narodową.
To był dla kapitana wieczór frustracji, choć uwijał się jak w ukropie. Walczył, strzelał i dryblował, ale kiedy już trafił do siatki, to sędzia gola nie uznał, bo wcześniej faulował rywala.
Swój ostatni mecz w drużynie narodowej rozegrał Łukasz Fabiański. To był jego 57. występ w koszulce z orzełkiem na piersi, więc boisko opuścił w 57. minucie. Nie musiał bronić żadnego strzału, raz wyłapał dośrodkowanie, ale opuszczając boisko chwytał łzy. Oczy szkliły się i jemu, i kilku kolegom. Kibice pożegnali go owacją, a zawodnicy obu drużyn utworzyli mu szpaler.
Mecze z rywalem klasy San Marino, czyli ostatnią drużyną rankingu FIFA, to zazwyczaj ćwiczenie z cierpliwości. Polacy grali w poprzek, wybijali rzuty rożne i strzelali, co skończyło się pięcioma golami.